Uwaga! Rozdział zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich, ma ponad 8 stron, więc radzę przygotować sobie jakąś herbatkę, ciasteczka czy coś. :D
No i mamy ten przeskok w czasie, o którym niektórym z Was pewnie wspominałam.
Trochę martwi mnie Wasza ostatnia aktywność. Rozumiem, że nie chce Wam się pisać komentarzy, ale specjalnie przygotowuje ankiety, a zarówno w komentarzach jak i ankiecie są pustki...
Hm, no zapraszam!
Hermiona
leżała na sofie w salonie, miała wpółprzymknięte oczy, oddychała miarowo.
Tamten dzień był trudny, w ministerstwie było duże zamieszanie przez zbliżające
się Halloween. Tym razem to departament w którym pracowała, Departament
Niewłaściwego Użycia Magii, zajmował się przygotowaniem bankietu z tej okazji,
więc miała pełne ręce roboty. Szef Granger, Nolan Haper, wyznaczył ją do sprawowania
nad wszystkim opieki. Przez kilka ostatnich dni Hermiona wychodziła do
ministerstwa wcześnie, kiedy Grace jeszcze spała, a wracała późno, gdy córeczka
kładła się już do łóżka. Tamtego dnia co prawda wróciła wcześniej, ale gdy
zjedli kolację i mała chciała się pobawić, Granger musiała odmówić. Była
zmęczona, mieli zebranie, doszły nowe obowiązki… Nikogo nie obchodziło, że
wszyscy mają dom, rodzinę, inne obowiązki poza pracą. Miała jedynie nadzieję,
że po święcie trochę się to wszystko uspokoi.
– Jak w pracy? – Do salonu wszedł Draco. Hermiona
otworzyła leniwie oczy i popatrzyła na niego karcąco.
Jak zwykle
jego fryzura była starannie ułożona, na sobie miał ciemne spodnie i granatową
koszulę. Jej dwa pierwsze guziki pod
szyją miał odpięte, a rękawy podwinięte. Przed chwilą skończył zmywać naczynia
i właśnie wycierał dłonie o siwy ręcznik. Na chwilę znikł w korytarzu, by
odłożyć szmatkę. Potem podszedł do sofy, podniósł jej nogi i usiadł, kładąc
stopy Hermiony na swoich kolanach.
– Nie patrz tak na mnie – zaśmiał się. –
Opowiadaj.
– Błagam – jęknęła. – Na biurku mam stertę
papierów do uzupełnienia, a Haper jeszcze mi dokłada. Naprawdę mam ochotę coś
zmienić – szepnęła. – Coraz mniej czasu poświęcam Grace i Scorpiusowi, przecież
sam widziałeś, że się na mnie dziś obrazili. Dobrze, że przynajmniej ty z nimi
jesteś…
– Do jutra im przejdzie, jeszcze będziemy się
z tego śmiać.
– A wy jak spędziliście dzień? – spytała,
chociaż była pewna, że robili to co codziennie.
Po procesie
Teodora Hermiona wraz z Draco wpadli na pomysł, żeby zamieszkać razem. Oboje
czerpali z tego korzyści. Na początku Draco pomagał Hermionie przy Grace z
racji tego, że on niewiele wcześniej miał do czynienia z tak małym dzieckiem,
później oboje zaczęli pracować i starali się tak ułożyć swoje godziny pracy,
żeby jedno z nich pracowało, a drugie było z dziećmi w domu. Oczywistym było,
że nie zawsze się to udawało, ale w takich wypadkach pomocą służyła pani
Weasley czy Harry i Ginny, którzy dwa lata po wojnie zaadoptowali dziecko z
sierocińca. Sue była pogodnym maluchem, wykazującym zdolności magiczne. Jednak
ostatnio Draco był w domu cały czas. Zwolniono go z Munga kilka miesięcy
wcześniej przez redukcję etatów i pomimo tego, że był świetnym uzdrowicielem,
pozbyli się go na początku z powodu Mrocznego Znaku na przedramieniu.
Wspólne
mieszkanie Granger z Malfoyem i dziećmi miało też swoje wady. Najważniejszą z
nich było niestety to, że zarówno Grace jak i Scorpius nie mieli swojego
drugiego rodzica przy sobie, stracili ich bardzo szybko, nie pamiętając ich po
ośmiu latach. Pierwszy raz gdy Grace nazwała Draco tatą miał miejsce w święta, rok po bitwie. Otwierali prezenty i
dziewczynka nie potrafiła rozwiązać supełka, który utworzył się na jednym z
pakunków. Podbiegła do Malfoya i spojrzała na niego swoimi pięknymi oczami.
Spytała się go „Tatusiu?”, a Hermiona
upuściła trzymany w dłoniach talerz, słysząc słowa córki. Wszystkie kilkanaście
par oczu skierowały się na mężczyznę, bo Wigilia w tamtym roku odbywała się w
Norze, więc i osób było sporo. Każdy chciał wiedzieć jak Draco z tego wybrnie.
Malfoy podniósł wtedy Grace i posadził na kolanach. Wziął od niej pakunek i
sprawnym ruchem otworzył go po czym oddał dziewczynce. Kiedy chciała coś
odpowiedzieć, westchnął. „Nie jestem
twoim tatusiem, Grace.” powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. Grace
potem wpadła w ramiona Hermiony zapłakana, pytając się czemu Scorpius może mieć
tatę, a ona nie. Granger musiała jej to wytłumaczyć, dziewczynka jako tako to
przyjęła chociaż im starsza była tym częściej n i e c h c ą c y mówiła na Draco
per tato. Ze Scorpiusem też był
problem. Kiedyś, kiedy miał pięć lat, Hermiona i Draco wzięli sobie wolne aby
chociaż jeden dzień spędzić wspólnie z dziećmi. Podawała chłopczykowi talerze,
a ten układał je na stole. W pewnym momencie zatrzymał się i spoważniał. „Wszystkie dzieci mają mamusie, czemu ja nie
mam?” spytał. Hermiona stanęła jak wryta, nagle przypominając sobie Astorię
chwilę przed teleportowaniem się na pole. Granger doskonale wiedziała, że
Scorpius nie może pamiętać swojej mamy, zginęła kiedy był bardzo malutki…
Zdarzało się nieraz, że Draco chodził kilka razy w tygodniu na cmentarz, do
Astorii, by położyć białą róże na jej nagrobku, żeby chwilę posiedzieć tam w
ciszy… Ale nie często zdarzało się, żeby zabierał tam ze sobą syna. Uważał, że
to nie miejsce dla dzieci, ale za to wielokrotnie siadał z nim na kanapie i
otwierał album ze zdjęciami żony. „Zostaniesz
moją mamusią?” dodał. Draco wszedł wtedy do kuchni i spochmurniał. „Scorpiusie, ciocia nie może być twoją mamą.
Twoja mama jest w niebie, synku. Ciocia bardzo cię kocha, ale nie jest twoją
mamusią.”
– Zjedliśmy śniadanie, wyszliśmy na spacer…
Spotkałem Blaise’a, Hermiono – szepnął.
Kilka lat
wcześniej stosunki Malfoya i Zabiniego się pogorszyły. Blaise stwierdził, że to
niedorzeczne, żeby tak długo Hermiona i Draco mieszkali razem i nic się
pomiędzy nimi nie działo. Nie mógł zrozumieć, że są dwójką przyjaciół. Poza tym
wizja Teodora przykutego do ściany w celi w Azkabanie wcale nie poprawiała mu
humoru. Gdy pewnego wieczoru palnął, że Nott siedzi w więzieniu, a oni
wykorzystują dość aktywnie ten czas, zapominając o Teodorze, w Draco coś pękło.
Wykrzyczał Blaise’owi za kogo on się uważa i czy myśli, że on i Hermiona mogli
by się związać po tylu latach nienawiści; że co prawda żyją normalnie, ale czy
wydaje mu się, że żadne z nich nie pamięta o Teodorze; czy myśli, że
wielokrotnie nie chcieli jakoś uwolnić Notta, wpłynąć na decyzję Kingsleya.
Zarzucił mu, że to nie Zabini tylko właśnie on musiał słuchać przez kilka
pierwszych lat wieczorny płacz Hermiony, wiedząc, że nic nie może z tym zrobić.
Hermiona uważała, że doszłoby do rękoczynów gdyby nie przerwała awantury.
Kazała Blaise’owi wyjść i wrócić kiedy nabierze rozumu do głowy. Blaise nigdy
więcej nie zjawił się w domu Hermiony i Draco, a o jego losie słyszeli tylko z
opowiadań Harry’ego, który czasami spotykał się z nim w barze.
– I?
– Przywitał się z dzieciakami i na początku
nawet mi ręki nie podał. Podpytał Grace i Scora jak się czują, no zdawał się
być kochanym wujkiem… A kiedy one pobiegły na plac, spojrzał się w moją stronę
i powiedział „Wiesz, że Teodor wychodzi
za tydzień?”… A potem się aportował!
– Teodor – szepnęła i uśmiechnęła się.
Hermionie
zdawało się, że jej uczucia wobec Teodora nie zmieniły się. Nadal równie mocno
go kochała, tęskniła za nim tak samo jak osiem lat temu, z tą różnicą, że
umiała już powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Nott nigdy nie zniknął z jej
życia. Na kominku pośród zdjęć z wakacji, przedstawiających Grace i Scorpiusa
bawiących się, ją i Draco razem z dziećmi na corocznych wakacjach, stały też
zdjęcia ich – Hermiony i Teodora. Jedno z nich było zrobione tydzień lub dwa po
bitwie. Stali przed domem, Nott ją obejmował, a ona trzymała na rękach Grace.
Oboje uśmiechali się do obiektywu, poszczególne liście spadały już z drzew, bo
to był październik, Hermiona pamiętała do idealnie.
Granger spojrzała na zegar, wskazywał chwilę
po dwudziestej drugiej. Draco chwilę wcześniej oparł głowę na wezgłowiu kanapy,
oddychał miarowo. Uśmiechnęła się na ten widok, bo widok śpiącego Malfoya nie
należał do jej codzienności. Zwykle budził się przed nią, robił śniadanie dla
nich, a zasypiał ostatni, pewnie tuż po niej, ale Hermiona była zwykle zmęczona
pracą, od razu kładła się do łóżka. Nawet takie wieczory, wspólne, na kanapie,
były rzadkie. Nieraz myślała o tym, żeby się zwolnić i przez jakiś czas pobyć w
domu. Pieniędzy miała wystarczająco dużo, a czasu z Grace nigdy więcej nie
nadrobi. Mogłaby wrócić do pracy kiedy córka pójdzie do Hogwartu, spokojnie
zająć się karierą…
Nie chciała
go budzić, spotkanie z Blaisem choć krótkie, na pewno było męczące, poza tym
dwójka rozbrykanych, szalonych dzieci jakimi byli Grace i Scorpius dawała w
kość. Wyjęła różdżkę, którą wcześniej schowała pod poduszką i za pomocą
zaklęcia przywołała jakiś koc. Przykryła nim zarówno siebie jak i Draco, po
czym zgasiła światło. Zasnęła szybko, śniąc o Teodorze.
Draco
obudził się nad ranem. Bolał go kark, za oknem było jeszcze ciemno, a zegarek
wskazywał kilka minut po szóstej. Był okryty kocem, a Hermiona spała tuż obok
niego, leżąc na kanapie. Nawet nie zorientował się kiedy zasnął. Pamiętał, że
rozmawiali, a on był zmęczony dniem, powieki były ciężkie i… Okrył Granger
kocem, zdjął jej stopy z jego kolan i wstał cicho. Kanapa, która nieraz lubiła
skrzypieć, wtedy nie wydała żadnego dźwięku. Całe szczęście, bo zdążył
zorientować się, że Granger ma dość lekki sen. Przecierając oczy poszedł do
kuchni. Włączył ekspres do kawy i zaczął przyrządzać śniadanie. Dzieci kilka
dni temu prosiły go o naleśniki, ale nie miał ochoty ich robić, a wtedy jakoś
naszła go ochota na właśnie to danie. Stwierdził, że i tak niedługo Hermiona
będzie wstawać do pracy, więc potem po prostu odgrzeje je dla dzieci.
– Wysłałam sowę do ministerstwa. – Hermiona
cicho weszła do kuchni. – Wzięłam sobie wolne.
Draco
uniósł brwi do góry. Hermiona niezbyt często brała urlop bez konkretnego
powodu. Zdziwił się, widząc jak Granger rozgląda się po pomieszczeniu. W końcu
wzięła w dłonie jeden z kubków stojących na blacie, łyknęła kawy.
– To co dziś robimy na śniadanie? – spytała,
uśmiechając się.
– Nie poznaję cię – stwierdził, wyjmując mleko
i jajka z lodówki. – Naleśniki. Podaj olej, mleko i wodę.
– Pysznie – mruknęła i podeszła do szafki. –
Gazowaną?
– Tak.
Po chwili
Draco rozrabiał ciasto, a Hermiona wyjęła dżemy, twaróg i jogurt naturalny.
Twaróg rozdrobiła z jogurtem i odrobiną cukru, a potem nałożyła zarówno go i
dżemy do miseczek.
– Miło widzieć cię w kuchni. – Draco spojrzał
na nią kątem oka, pilnując smażącej się potrawy. – Do tego rano, nie szykującej
się do pracy. Chyba musimy zapisać to w kalendarzu! A jak się dzieciaki
zdziwią!
Hermiona
zaczęła się śmiać, podnosząc z talerza jednego placka i odrywając jego duży
kawałek.
– Czym będziemy się dziwić? – zapytał
Scorpius, wbiegając do kuchni.
Miał blond
włosy, szare oczy i zupełnie przypominał swojego tatę z czasów dzieciństwa
(Draco pokazał kiedyś Hermionie jego album). Chwilę po nim pojawiła się Grace.
Brązowe, lekko puszące się włosy, które odziedziczyła po mamie miała związane w
kitkę. Miała też piwne oczy, mały nosek i cienkie usta, które idealnie
przypominały usta Teodora.
– A ty nie w pracy? – zdziwiła się Grace.
– No właśnie o tym mówiłem – powiedział Draco,
niosąc talerze na stół i stawiając je w wyznaczonych miejscach.
– Wzięłam dzisiaj wolne. – Hermiona przytuliła
do siebie Grace.
– Naprawdę? O ja cie! Scorpius, słyszałeś?
Podbiegła
do chłopca i zaśmiała się.
– To co dziś robimy? – spytał mały Malfoy.
– No właśnie?
– No, Hermiono, powiem ci, że nieźle się
wkopałaś! – Draco niosąc konfitury mrugnął do niej. – Teraz musisz coś
wymyślić.
– Może… może wyjedziemy za Londyn? Nad morze,
do Brighton? – zapodała pomysł.
– Tak, tak! – krzyknął Scorpius.
– A zabierzemy Sue i ciocię Ginny?
– Tato, a będę mógł wziąć mój nowy latawiec?
– Wujku, jest już za późno na wchodzenie do
wody, prawda?
– Masz rację, Grace, w październiku już nie
kąpiemy się w morzu.
– A zbudujemy zamek z piasku? Taki duuuży?
– Oczywiście, że tak.
– A może wujek Blaise pojedzie z nami? –
spytał Scorpius, powodując, że uśmiechy Hermiony i Draco starły się z ich
twarzy.
– Scor… Wujek Blaise nigdy z nami nigdzie nie
jeździ, skąd taki pomysł, żeby go z nami zabierać? – zapytał Malfoy, zdziwiony
pytaniem syna.
– Bo wczoraj powiedział mi i Grace, że szkoda,
że nie widujemy się częściej. – Chłopiec wzruszył ramionami. – Ale powiedział,
że niedługo będziemy spotykać się więcej, bo ktoś wróci i ciocia chyba zacznie
się z nim spotykać.
– Co…? – Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała
na Draco w tym samym momencie, kiedy on skierował na nią wzrok. Pokręciła
głową. – Zabini robi się bezczelny.
– Mówił wam coś jeszcze?
– Że on
bardzo za nami tęskni, ale nie wiem o co chodzi. – Grace usiadła na jednym z
krześle i nałożyła na talerz jednego naleśnika. – To co z morzem?
– Spakujemy się po śniadaniu i teleportujemy
się do cioci Ginny.
***
– Nott, wyłaź, jesteś wolny! – krzyknął ktoś.
Teodor
podniósł zmęczony wzrok i spojrzał na grubego strażnika w futrynie. Z daleka
dobiegały go głosy współwięźniów typu „szczęściarz”,
„ten to ma szczęście”, „powodzenia!”. Zdążył się już
przyzwyczaić do zimnych, mokrych pomieszczeń, wrzasków wariujących ludzi i
codzienności w Azkabanie. Była ona szara, monotonna i zimna. Codziennie
otaczały go te same wilgotne ściany, dostawał do jedzenia zawsze to samo, jego
każdy kolejny dzień był taki sam jak poprzedni.
Wstał
powoli i przeszedł przez futrynę, a strażnik tuż za nim. Zeszli po betonowych,
stromych schodach do czegoś na kształt holu. Przy długim, zniszczonym biurku
siedziała kobieta, na oko w jego wieku. Miała ciemne włosy związane w kok i
ciemne, błyszczące oczy.
– Żadnych sztuczek, Nott – powiedział stróż,
odchodząc od nich kilka kroków.
– Pan Teodor Nott jak mniemam? – spytała miłym
głosem. Zmusił się do uśmiechu, nie wiedział jak interpretować jej sympatyczne
nastawienie w stosunku do niego. Kiwnął głową. – Mam pana różdżkę.
Podała mu
prostokątne pudełko. Otworzył wieczko i zobaczył swoją różdżkę. Przed oczami
stanął mu obraz Olivandera, wręczającego mu kolejną różdżkę do wypróbowania. „Dwanaście i jedna druga cala, włókno z serca
jednorożca, głóg, odpowiednio giętka, niech panicz wypróbuje jeszcze tą.”
Okazała się idealna, dopasowana specjalnie do Teodora. Doskonale pasowała do
jego dłoni, wpasowywała się w nią i mały Teodor w tamtym momencie poczuł się po
raz pierwszy pełny, jak prawdziwy
czarodziej.
Wziął do
ręki przedmiot i poczuł magię przechodzącą od różdżki do nadgarstka, ramienia,
a potem mrowienie czuł w całym ciele. Ile to lat minęło? Siedem? Osiem? A może
cała dekada?
– Blaise Zabini zostawił dla pana ubrania. –
Wyjęła z jednej z szafek siatkę. Zlustrowała jego ubiór. – Sądził, że pana
szaty z Azkabanu nie będą nadawały się do wyjścia. Może się pan przebrać w tym
pokoju – powiedziała, wskazując ręką na jedne z drzwi na wprost jej.
Ubrany w
ubrania, które zostawił mu Zabini wyszedł za strażnikiem przez frontowe, duże
drzwi. Przypominał sobie jak kilka lat wcześniej przez nie wchodził, potem
zabrano mu różdżkę, a następnie zaczęły się monotonne dni. Na początku nie
sądził, że uda mu się przyzwyczaić do takiego życia, ale po kilku miesiącach
było mu to obojętne. Nikt nie mógł go odwiedzać, przysyłać listów, był
kompletnie odizolowany od świata zewnętrznego. Nie wiedział co dzieje się u
jego przyjaciół, u Hermiony, u jego Grace…
– Który mamy rok? – spytał strażnika. Ten
rzucił mu zdziwione spojrzenie.
– Dwutysięczny czternasty – odpowiedział
zwięźle.
Teodor był
zaskoczony, stracił już rachubę czasu, bo w ciemnej celi bez okien nie było
można wywnioskować nawet czy jest dzień czy noc…
– Mam… mam trzydzieści cztery lata – szepnął
do siebie.
Według
Teodora Ministerstwo Magii nie zmieniło się ani trochę przez te osiem lat.
Wszystko było ustawione tam gdzie wcześniej, ludzi jak zwykle było pełno…
Niektórzy patrzyli na niego z odrazą (Teodor uświadomił sobie, patrząc na
siebie w tafli fontanny, że ma długie do ramion włosy, brodę i jest trochę
brudny na twarzy.
Zobaczył
czarnoskórego, uśmiechniętego mężczyznę z wielkim uśmiechem. To nie mógł być
ktoś inny jak tylko Zabini. Wyglądał jak zwykle, jego brązowe oczy cieszyły się
i co chwile wybuchał śmiechem, patrząc na niego.
– Teodor, przyjacielu! – Podszedł do niego i
objął go w męskim uścisku. – Osiem lat! Osiem!
– Zabini! – Teodor zaczął się śmiać, śmiać tak
głośno, że ludzie się za nimi oglądali, a jego zaczęły boleć policzki. Nie
śmiał się taki szmat czasu.
***
Hermiona
była zdziwiona, kiedy zobaczyła Draco z dziećmi w jej gabinecie. Wyszła tylko
na chwilę po kawę do bufetu, a gdy wróciła Scorpius i Grace kręcili się na jej
krześle, a Malfoy stał uśmiechnięty przy oknie.
– Hej, mamo!
– Hej, ciociu!
Hermiona
podeszła do nich i pocałowała każde w czoło.
– Cześć, kochani.
– Dziś kończysz szybciej – oznajmił jej.
– Co? Nie, nie napisałam jeszcze kilku
dokumentów, a muszę…
– Haper powiedział, że nic nie stanie się,
jeśli dostarczysz je mu jutro, a nie dziś.
– Ale…
– Bierz płaszcz i wychodzimy – powiedział. –
No dzieciaki, zbieramy się.
Zjechali
windą do holu (przy akompaniamencie radosnych rozmów Grace i Scorpiusa, którzy
wręcz uwielbiali ten środek transportu).
– Co dziś robiliście? – spytała.
Draco
położył jej dłoń na talii, drugą ręką złapał Scorpiusa, a Hermionie w dłoń
wsunęła się rączka Grace. Wyglądali naprawdę pięknie, jak para z dwójką dzieci
i często spotykali się z takimi komentarzami, chociaż tylko oni wiedzieli, że
wyobrażają sobie, że idą z kimś zupełnie innym. Z Astorią… z Teodorem…
– Tato, to wujek Blaise? – spytał chłopiec,
wskazując na nikogo innego jak właśnie Zabiniego.
– Tak, to wujek Blaise, Scor. Mamo, a z kim on
się wita? – Grace posłała jej zaciekawione spojrzenie.
Hermiona
zerknęła w tamtym kierunku i przyjrzała się mężczyznom. Jej córka miała racje,
rzeczywiście był to Blaise Zabini. Witał się z kimś, kogo znała, wiedziała to.
Poznawała sylwetkę, włosy wydawały jej się znajome, chociaż były zdecydowanie
za długie i coś jej mówiło, że to…
– Draco, czy to nie jest…?
– To Teodor. – Draco ścisnął nieświadomie jej
biodro, syknęła. – To naprawdę on.
Podobało się Wam?
AAAAA <3 Co dalej, co dalej, chce kolejny rozdział! Szczerze powiedziawszy wizja rodziny, jaką stworzyli Draco i Hermiona, jest naprawdę całkiem niezła... Chociaż teraz, gdy Teodor wyszedł z więzienia, pewnie będzie się starał o odzyskanie Hermiony i Grace. Jestem ciekawa jak to rozwiążesz, więc czekam na kolejny rozdział!
OdpowiedzUsuńNiezalogowana, M.
OdpowiedzUsuńChce więcej! Jak najszybciej muszę dostać więcej! Muszę wiedzieć co będzie dalej!
Czekam z niecierpliwością na dalszą część bo muszę wiedzieć jaka będzie reakcja Grace gdy dowie sie ze to jej tatuś ,którego tak bardzo chce.
Martwię sie tylko o Scorpiusa pewnie będzie czuł wielki zawód ,że jego mamusia nie może tak do niego wrócić.
Zastanawia mnie jeszcze postawa Blaisa. Mam nadzieje ze nic złego nie kombinuje.
Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kontynuację.
O kurcze! Ale się porobiło...Końcówka była serio mocna! <3 Podoba mi się, że pełno jest Draco :D Żal mi Grace...Czuje się skołowana przez utratę taty. Jak wszystko dalej się potoczy?! Już miałam nadzieję,że Draco spędzi z Mioną miło czas, a tu...Fajnie jakby wystąpiło dramione, ale sama napisałaś, że każde z nich myśli o kimś innym. :C
OdpowiedzUsuńPISZ E!
Mam wrażenie, że coś mnie ominęło. Ale przecież przeczytałam wszystkie rozdziały. Na początku myślałam, że zmieniłaś parowanie ale im bardziej wczytywałam się w tekst tym bardziej miałam wrażenie, że Hermionę i Draco coś jednak łączy tylko nie zostało to jeszcze nazwane i nie do końca jest określone. Ale zobaczymy co się wydarzy w nowym rozdziale. Zaskakujesz nas. I rzeczywiście rozdział o wiele dłuższy od poprzednich, pisz tak częściej ;)
OdpowiedzUsuńCzekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
Pozdrawiam
Dajana
Jestem tu pierwszy raz, ale będę wpadać :) http://magicznykwiatrose.blogspot.comP
OdpowiedzUsuńNie moogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Piszesz wspaniale :)
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
http://ostatnia-nadzieja-slizgona.blogspot.com/
i
http://princess-in-slytherin.blogspot.com/