5.12.15

ROZDZIAŁ 1 (21)

Uwaga! Rozdział zdecydowanie najdłuższy ze wszystkich, ma ponad 8 stron, więc radzę przygotować sobie jakąś herbatkę, ciasteczka czy coś. :D
No i mamy ten przeskok w czasie, o którym niektórym z Was pewnie wspominałam. 
Trochę martwi mnie Wasza ostatnia aktywność. Rozumiem, że nie chce Wam się pisać komentarzy, ale specjalnie przygotowuje ankiety, a zarówno w komentarzach jak i ankiecie są pustki... 
Hm, no zapraszam!


Hermiona leżała na sofie w salonie, miała wpółprzymknięte oczy, oddychała miarowo. Tamten dzień był trudny, w ministerstwie było duże zamieszanie przez zbliżające się Halloween. Tym razem to departament w którym pracowała, Departament Niewłaściwego Użycia Magii, zajmował się przygotowaniem bankietu z tej okazji, więc miała pełne ręce roboty. Szef Granger, Nolan Haper, wyznaczył ją do sprawowania nad wszystkim opieki. Przez kilka ostatnich dni Hermiona wychodziła do ministerstwa wcześnie, kiedy Grace jeszcze spała, a wracała późno, gdy córeczka kładła się już do łóżka. Tamtego dnia co prawda wróciła wcześniej, ale gdy zjedli kolację i mała chciała się pobawić, Granger musiała odmówić. Była zmęczona, mieli zebranie, doszły nowe obowiązki… Nikogo nie obchodziło, że wszyscy mają dom, rodzinę, inne obowiązki poza pracą. Miała jedynie nadzieję, że po święcie trochę się to wszystko uspokoi.
 – Jak w pracy? – Do salonu wszedł Draco. Hermiona otworzyła leniwie oczy i popatrzyła na niego karcąco.
Jak zwykle jego fryzura była starannie ułożona, na sobie miał ciemne spodnie i granatową koszulę. Jej dwa pierwsze guziki pod szyją miał odpięte, a rękawy podwinięte. Przed chwilą skończył zmywać naczynia i właśnie wycierał dłonie o siwy ręcznik. Na chwilę znikł w korytarzu, by odłożyć szmatkę. Potem podszedł do sofy, podniósł jej nogi i usiadł, kładąc stopy Hermiony na swoich kolanach.
 – Nie patrz tak na mnie – zaśmiał się. – Opowiadaj.
 – Błagam – jęknęła. – Na biurku mam stertę papierów do uzupełnienia, a Haper jeszcze mi dokłada. Naprawdę mam ochotę coś zmienić – szepnęła. – Coraz mniej czasu poświęcam Grace i Scorpiusowi, przecież sam widziałeś, że się na mnie dziś obrazili. Dobrze, że przynajmniej ty z nimi jesteś…
 – Do jutra im przejdzie, jeszcze będziemy się z tego śmiać.
 – A wy jak spędziliście dzień? – spytała, chociaż była pewna, że robili to co codziennie.
Po procesie Teodora Hermiona wraz z Draco wpadli na pomysł, żeby zamieszkać razem. Oboje czerpali z tego korzyści. Na początku Draco pomagał Hermionie przy Grace z racji tego, że on niewiele wcześniej miał do czynienia z tak małym dzieckiem, później oboje zaczęli pracować i starali się tak ułożyć swoje godziny pracy, żeby jedno z nich pracowało, a drugie było z dziećmi w domu. Oczywistym było, że nie zawsze się to udawało, ale w takich wypadkach pomocą służyła pani Weasley czy Harry i Ginny, którzy dwa lata po wojnie zaadoptowali dziecko z sierocińca. Sue była pogodnym maluchem, wykazującym zdolności magiczne. Jednak ostatnio Draco był w domu cały czas. Zwolniono go z Munga kilka miesięcy wcześniej przez redukcję etatów i pomimo tego, że był świetnym uzdrowicielem, pozbyli się go na początku z powodu Mrocznego Znaku na przedramieniu.
Wspólne mieszkanie Granger z Malfoyem i dziećmi miało też swoje wady. Najważniejszą z nich było niestety to, że zarówno Grace jak i Scorpius nie mieli swojego drugiego rodzica przy sobie, stracili ich bardzo szybko, nie pamiętając ich po ośmiu latach. Pierwszy raz gdy Grace nazwała Draco tatą miał miejsce w święta, rok po bitwie. Otwierali prezenty i dziewczynka nie potrafiła rozwiązać supełka, który utworzył się na jednym z pakunków. Podbiegła do Malfoya i spojrzała na niego swoimi pięknymi oczami. Spytała się go „Tatusiu?”, a Hermiona upuściła trzymany w dłoniach talerz, słysząc słowa córki. Wszystkie kilkanaście par oczu skierowały się na mężczyznę, bo Wigilia w tamtym roku odbywała się w Norze, więc i osób było sporo. Każdy chciał wiedzieć jak Draco z tego wybrnie. Malfoy podniósł wtedy Grace i posadził na kolanach. Wziął od niej pakunek i sprawnym ruchem otworzył go po czym oddał dziewczynce. Kiedy chciała coś odpowiedzieć, westchnął. „Nie jestem twoim tatusiem, Grace.” powiedział cicho, patrząc jej prosto w oczy. Grace potem wpadła w ramiona Hermiony zapłakana, pytając się czemu Scorpius może mieć tatę, a ona nie. Granger musiała jej to wytłumaczyć, dziewczynka jako tako to przyjęła chociaż im starsza była tym częściej n i e c h c ą c y mówiła na Draco per tato. Ze Scorpiusem też był problem. Kiedyś, kiedy miał pięć lat, Hermiona i Draco wzięli sobie wolne aby chociaż jeden dzień spędzić wspólnie z dziećmi. Podawała chłopczykowi talerze, a ten układał je na stole. W pewnym momencie zatrzymał się i spoważniał. „Wszystkie dzieci mają mamusie, czemu ja nie mam?” spytał. Hermiona stanęła jak wryta, nagle przypominając sobie Astorię chwilę przed teleportowaniem się na pole. Granger doskonale wiedziała, że Scorpius nie może pamiętać swojej mamy, zginęła kiedy był bardzo malutki… Zdarzało się nieraz, że Draco chodził kilka razy w tygodniu na cmentarz, do Astorii, by położyć białą róże na jej nagrobku, żeby chwilę posiedzieć tam w ciszy… Ale nie często zdarzało się, żeby zabierał tam ze sobą syna. Uważał, że to nie miejsce dla dzieci, ale za to wielokrotnie siadał z nim na kanapie i otwierał album ze zdjęciami żony. „Zostaniesz moją mamusią?” dodał. Draco wszedł wtedy do kuchni i spochmurniał. „Scorpiusie, ciocia nie może być twoją mamą. Twoja mama jest w niebie, synku. Ciocia bardzo cię kocha, ale nie jest twoją mamusią.”
 – Zjedliśmy śniadanie, wyszliśmy na spacer… Spotkałem Blaise’a, Hermiono – szepnął.
Kilka lat wcześniej stosunki Malfoya i Zabiniego się pogorszyły. Blaise stwierdził, że to niedorzeczne, żeby tak długo Hermiona i Draco mieszkali razem i nic się pomiędzy nimi nie działo. Nie mógł zrozumieć, że są dwójką przyjaciół. Poza tym wizja Teodora przykutego do ściany w celi w Azkabanie wcale nie poprawiała mu humoru. Gdy pewnego wieczoru palnął, że Nott siedzi w więzieniu, a oni wykorzystują dość aktywnie ten czas, zapominając o Teodorze, w Draco coś pękło. Wykrzyczał Blaise’owi za kogo on się uważa i czy myśli, że on i Hermiona mogli by się związać po tylu latach nienawiści; że co prawda żyją normalnie, ale czy wydaje mu się, że żadne z nich nie pamięta o Teodorze; czy myśli, że wielokrotnie nie chcieli jakoś uwolnić Notta, wpłynąć na decyzję Kingsleya. Zarzucił mu, że to nie Zabini tylko właśnie on musiał słuchać przez kilka pierwszych lat wieczorny płacz Hermiony, wiedząc, że nic nie może z tym zrobić. Hermiona uważała, że doszłoby do rękoczynów gdyby nie przerwała awantury. Kazała Blaise’owi wyjść i wrócić kiedy nabierze rozumu do głowy. Blaise nigdy więcej nie zjawił się w domu Hermiony i Draco, a o jego losie słyszeli tylko z opowiadań Harry’ego, który czasami spotykał się z nim w barze.
 – I?
 – Przywitał się z dzieciakami i na początku nawet mi ręki nie podał. Podpytał Grace i Scora jak się czują, no zdawał się być kochanym wujkiem… A kiedy one pobiegły na plac, spojrzał się w moją stronę i powiedział „Wiesz, że Teodor wychodzi za tydzień?”… A potem się aportował!
 – Teodor – szepnęła i uśmiechnęła się.
Hermionie zdawało się, że jej uczucia wobec Teodora nie zmieniły się. Nadal równie mocno go kochała, tęskniła za nim tak samo jak osiem lat temu, z tą różnicą, że umiała już powstrzymać łzy cisnące się do oczu. Nott nigdy nie zniknął z jej życia. Na kominku pośród zdjęć z wakacji, przedstawiających Grace i Scorpiusa bawiących się, ją i Draco razem z dziećmi na corocznych wakacjach, stały też zdjęcia ich – Hermiony i Teodora. Jedno z nich było zrobione tydzień lub dwa po bitwie. Stali przed domem, Nott ją obejmował, a ona trzymała na rękach Grace. Oboje uśmiechali się do obiektywu, poszczególne liście spadały już z drzew, bo to był październik, Hermiona pamiętała do idealnie.
 Granger spojrzała na zegar, wskazywał chwilę po dwudziestej drugiej. Draco chwilę wcześniej oparł głowę na wezgłowiu kanapy, oddychał miarowo. Uśmiechnęła się na ten widok, bo widok śpiącego Malfoya nie należał do jej codzienności. Zwykle budził się przed nią, robił śniadanie dla nich, a zasypiał ostatni, pewnie tuż po niej, ale Hermiona była zwykle zmęczona pracą, od razu kładła się do łóżka. Nawet takie wieczory, wspólne, na kanapie, były rzadkie. Nieraz myślała o tym, żeby się zwolnić i przez jakiś czas pobyć w domu. Pieniędzy miała wystarczająco dużo, a czasu z Grace nigdy więcej nie nadrobi. Mogłaby wrócić do pracy kiedy córka pójdzie do Hogwartu, spokojnie zająć się karierą…
Nie chciała go budzić, spotkanie z Blaisem choć krótkie, na pewno było męczące, poza tym dwójka rozbrykanych, szalonych dzieci jakimi byli Grace i Scorpius dawała w kość. Wyjęła różdżkę, którą wcześniej schowała pod poduszką i za pomocą zaklęcia przywołała jakiś koc. Przykryła nim zarówno siebie jak i Draco, po czym zgasiła światło. Zasnęła szybko, śniąc o Teodorze.

Draco obudził się nad ranem. Bolał go kark, za oknem było jeszcze ciemno, a zegarek wskazywał kilka minut po szóstej. Był okryty kocem, a Hermiona spała tuż obok niego, leżąc na kanapie. Nawet nie zorientował się kiedy zasnął. Pamiętał, że rozmawiali, a on był zmęczony dniem, powieki były ciężkie i… Okrył Granger kocem, zdjął jej stopy z jego kolan i wstał cicho. Kanapa, która nieraz lubiła skrzypieć, wtedy nie wydała żadnego dźwięku. Całe szczęście, bo zdążył zorientować się, że Granger ma dość lekki sen. Przecierając oczy poszedł do kuchni. Włączył ekspres do kawy i zaczął przyrządzać śniadanie. Dzieci kilka dni temu prosiły go o naleśniki, ale nie miał ochoty ich robić, a wtedy jakoś naszła go ochota na właśnie to danie. Stwierdził, że i tak niedługo Hermiona będzie wstawać do pracy, więc potem po prostu odgrzeje je dla dzieci.
 – Wysłałam sowę do ministerstwa. – Hermiona cicho weszła do kuchni. – Wzięłam sobie wolne.
Draco uniósł brwi do góry. Hermiona niezbyt często brała urlop bez konkretnego powodu. Zdziwił się, widząc jak Granger rozgląda się po pomieszczeniu. W końcu wzięła w dłonie jeden z kubków stojących na blacie, łyknęła kawy.
 – To co dziś robimy na śniadanie? – spytała, uśmiechając się.
 – Nie poznaję cię – stwierdził, wyjmując mleko i jajka z lodówki. – Naleśniki. Podaj olej, mleko i wodę.
 – Pysznie – mruknęła i podeszła do szafki. – Gazowaną?
 – Tak.
Po chwili Draco rozrabiał ciasto, a Hermiona wyjęła dżemy, twaróg i jogurt naturalny. Twaróg rozdrobiła z jogurtem i odrobiną cukru, a potem nałożyła zarówno go i dżemy do miseczek.
 – Miło widzieć cię w kuchni. – Draco spojrzał na nią kątem oka, pilnując smażącej się potrawy. – Do tego rano, nie szykującej się do pracy. Chyba musimy zapisać to w kalendarzu! A jak się dzieciaki zdziwią!
Hermiona zaczęła się śmiać, podnosząc z talerza jednego placka i odrywając jego duży kawałek.
 – Czym będziemy się dziwić? – zapytał Scorpius, wbiegając do kuchni.
Miał blond włosy, szare oczy i zupełnie przypominał swojego tatę z czasów dzieciństwa (Draco pokazał kiedyś Hermionie jego album). Chwilę po nim pojawiła się Grace. Brązowe, lekko puszące się włosy, które odziedziczyła po mamie miała związane w kitkę. Miała też piwne oczy, mały nosek i cienkie usta, które idealnie przypominały usta Teodora.
 – A ty nie w pracy? – zdziwiła się Grace.
 – No właśnie o tym mówiłem – powiedział Draco, niosąc talerze na stół i stawiając je w wyznaczonych miejscach.
 – Wzięłam dzisiaj wolne. – Hermiona przytuliła do siebie Grace.
 – Naprawdę? O ja cie! Scorpius, słyszałeś?
Podbiegła do chłopca i zaśmiała się.
 – To co dziś robimy? – spytał mały Malfoy.
 – No właśnie?
 – No, Hermiono, powiem ci, że nieźle się wkopałaś! – Draco niosąc konfitury mrugnął do niej. – Teraz musisz coś wymyślić.
 – Może… może wyjedziemy za Londyn? Nad morze, do Brighton? – zapodała pomysł.
 – Tak, tak! – krzyknął Scorpius.
 – A zabierzemy Sue i ciocię Ginny?
 – Tato, a będę mógł wziąć mój nowy latawiec?
 – Wujku, jest już za późno na wchodzenie do wody, prawda?
 – Masz rację, Grace, w październiku już nie kąpiemy się w morzu.
 – A zbudujemy zamek z piasku? Taki duuuży?
 – Oczywiście, że tak.
 – A może wujek Blaise pojedzie z nami? – spytał Scorpius, powodując, że uśmiechy Hermiony i Draco starły się z ich twarzy.
 – Scor… Wujek Blaise nigdy z nami nigdzie nie jeździ, skąd taki pomysł, żeby go z nami zabierać? – zapytał Malfoy, zdziwiony pytaniem syna.
 – Bo wczoraj powiedział mi i Grace, że szkoda, że nie widujemy się częściej. – Chłopiec wzruszył ramionami. – Ale powiedział, że niedługo będziemy spotykać się więcej, bo ktoś wróci i ciocia chyba zacznie się z nim spotykać.
 – Co…? – Hermiona zmarszczyła brwi i spojrzała na Draco w tym samym momencie, kiedy on skierował na nią wzrok. Pokręciła głową. – Zabini robi się bezczelny.
 – Mówił wam coś jeszcze?
 – Że on bardzo za nami tęskni, ale nie wiem o co chodzi. – Grace usiadła na jednym z krześle i nałożyła na talerz jednego naleśnika. – To co z morzem?
 – Spakujemy się po śniadaniu i teleportujemy się do cioci Ginny.

***

 – Nott, wyłaź, jesteś wolny! – krzyknął ktoś.
Teodor podniósł zmęczony wzrok i spojrzał na grubego strażnika w futrynie. Z daleka dobiegały go głosy współwięźniów typu „szczęściarz”, „ten to ma szczęście”, „powodzenia!”. Zdążył się już przyzwyczaić do zimnych, mokrych pomieszczeń, wrzasków wariujących ludzi i codzienności w Azkabanie. Była ona szara, monotonna i zimna. Codziennie otaczały go te same wilgotne ściany, dostawał do jedzenia zawsze to samo, jego każdy kolejny dzień był taki sam jak poprzedni.
Wstał powoli i przeszedł przez futrynę, a strażnik tuż za nim. Zeszli po betonowych, stromych schodach do czegoś na kształt holu. Przy długim, zniszczonym biurku siedziała kobieta, na oko w jego wieku. Miała ciemne włosy związane w kok i ciemne, błyszczące oczy.
 – Żadnych sztuczek, Nott – powiedział stróż, odchodząc od nich kilka kroków.
 – Pan Teodor Nott jak mniemam? – spytała miłym głosem. Zmusił się do uśmiechu, nie wiedział jak interpretować jej sympatyczne nastawienie w stosunku do niego. Kiwnął głową. – Mam pana różdżkę.
Podała mu prostokątne pudełko. Otworzył wieczko i zobaczył swoją różdżkę. Przed oczami stanął mu obraz Olivandera, wręczającego mu kolejną różdżkę do wypróbowania. „Dwanaście i jedna druga cala, włókno z serca jednorożca, głóg, odpowiednio giętka, niech panicz wypróbuje jeszcze tą.” Okazała się idealna, dopasowana specjalnie do Teodora. Doskonale pasowała do jego dłoni, wpasowywała się w nią i mały Teodor w tamtym momencie poczuł się po raz pierwszy pełny, jak prawdziwy czarodziej.
Wziął do ręki przedmiot i poczuł magię przechodzącą od różdżki do nadgarstka, ramienia, a potem mrowienie czuł w całym ciele. Ile to lat minęło? Siedem? Osiem? A może cała dekada?
 – Blaise Zabini zostawił dla pana ubrania. – Wyjęła z jednej z szafek siatkę. Zlustrowała jego ubiór. – Sądził, że pana szaty z Azkabanu nie będą nadawały się do wyjścia. Może się pan przebrać w tym pokoju – powiedziała, wskazując ręką na jedne z drzwi na wprost jej.

Ubrany w ubrania, które zostawił mu Zabini wyszedł za strażnikiem przez frontowe, duże drzwi. Przypominał sobie jak kilka lat wcześniej przez nie wchodził, potem zabrano mu różdżkę, a następnie zaczęły się monotonne dni. Na początku nie sądził, że uda mu się przyzwyczaić do takiego życia, ale po kilku miesiącach było mu to obojętne. Nikt nie mógł go odwiedzać, przysyłać listów, był kompletnie odizolowany od świata zewnętrznego. Nie wiedział co dzieje się u jego przyjaciół, u Hermiony, u jego Grace…
 – Który mamy rok? – spytał strażnika. Ten rzucił mu zdziwione spojrzenie.
 – Dwutysięczny czternasty – odpowiedział zwięźle.
Teodor był zaskoczony, stracił już rachubę czasu, bo w ciemnej celi bez okien nie było można wywnioskować nawet czy jest dzień czy noc…
 – Mam… mam trzydzieści cztery lata – szepnął do siebie.

Według Teodora Ministerstwo Magii nie zmieniło się ani trochę przez te osiem lat. Wszystko było ustawione tam gdzie wcześniej, ludzi jak zwykle było pełno… Niektórzy patrzyli na niego z odrazą (Teodor uświadomił sobie, patrząc na siebie w tafli fontanny, że ma długie do ramion włosy, brodę i jest trochę brudny na twarzy.
Zobaczył czarnoskórego, uśmiechniętego mężczyznę z wielkim uśmiechem. To nie mógł być ktoś inny jak tylko Zabini. Wyglądał jak zwykle, jego brązowe oczy cieszyły się i co chwile wybuchał śmiechem, patrząc na niego.
 – Teodor, przyjacielu! – Podszedł do niego i objął go w męskim uścisku. – Osiem lat! Osiem!
 – Zabini! – Teodor zaczął się śmiać, śmiać tak głośno, że ludzie się za nimi oglądali, a jego zaczęły boleć policzki. Nie śmiał się taki szmat czasu.

***

Hermiona była zdziwiona, kiedy zobaczyła Draco z dziećmi w jej gabinecie. Wyszła tylko na chwilę po kawę do bufetu, a gdy wróciła Scorpius i Grace kręcili się na jej krześle, a Malfoy stał uśmiechnięty przy oknie.
 – Hej, mamo!
 – Hej, ciociu!
Hermiona podeszła do nich i pocałowała każde w czoło.
 – Cześć, kochani.
 – Dziś kończysz szybciej – oznajmił jej.
 – Co? Nie, nie napisałam jeszcze kilku dokumentów, a muszę…
 – Haper powiedział, że nic nie stanie się, jeśli dostarczysz je mu jutro, a nie dziś.
 – Ale…
 – Bierz płaszcz i wychodzimy – powiedział. – No dzieciaki, zbieramy się.
Zjechali windą do holu (przy akompaniamencie radosnych rozmów Grace i Scorpiusa, którzy wręcz uwielbiali ten środek transportu).
 – Co dziś robiliście? – spytała.
Draco położył jej dłoń na talii, drugą ręką złapał Scorpiusa, a Hermionie w dłoń wsunęła się rączka Grace. Wyglądali naprawdę pięknie, jak para z dwójką dzieci i często spotykali się z takimi komentarzami, chociaż tylko oni wiedzieli, że wyobrażają sobie, że idą z kimś zupełnie innym. Z Astorią… z Teodorem…
 – Tato, to wujek Blaise? – spytał chłopiec, wskazując na nikogo innego jak właśnie Zabiniego.
 – Tak, to wujek Blaise, Scor. Mamo, a z kim on się wita? – Grace posłała jej zaciekawione spojrzenie.
Hermiona zerknęła w tamtym kierunku i przyjrzała się mężczyznom. Jej córka miała racje, rzeczywiście był to Blaise Zabini. Witał się z kimś, kogo znała, wiedziała to. Poznawała sylwetkę, włosy wydawały jej się znajome, chociaż były zdecydowanie za długie i coś jej mówiło, że to…
 – Draco, czy to nie jest…?
 – To Teodor. – Draco ścisnął nieświadomie jej biodro, syknęła. – To naprawdę on.

Podobało się Wam? 

6 komentarzy:

  1. AAAAA <3 Co dalej, co dalej, chce kolejny rozdział! Szczerze powiedziawszy wizja rodziny, jaką stworzyli Draco i Hermiona, jest naprawdę całkiem niezła... Chociaż teraz, gdy Teodor wyszedł z więzienia, pewnie będzie się starał o odzyskanie Hermiony i Grace. Jestem ciekawa jak to rozwiążesz, więc czekam na kolejny rozdział!

    Niezalogowana, M.

    OdpowiedzUsuń

  2. Chce więcej! Jak najszybciej muszę dostać więcej! Muszę wiedzieć co będzie dalej!
    Czekam z niecierpliwością na dalszą część bo muszę wiedzieć jaka będzie reakcja Grace gdy dowie sie ze to jej tatuś ,którego tak bardzo chce.
    Martwię sie tylko o Scorpiusa pewnie będzie czuł wielki zawód ,że jego mamusia nie może tak do niego wrócić.
    Zastanawia mnie jeszcze postawa Blaisa. Mam nadzieje ze nic złego nie kombinuje.

    Pozdrawiam i czekam z niecierpliwością na kontynuację.

    OdpowiedzUsuń
  3. O kurcze! Ale się porobiło...Końcówka była serio mocna! <3 Podoba mi się, że pełno jest Draco :D Żal mi Grace...Czuje się skołowana przez utratę taty. Jak wszystko dalej się potoczy?! Już miałam nadzieję,że Draco spędzi z Mioną miło czas, a tu...Fajnie jakby wystąpiło dramione, ale sama napisałaś, że każde z nich myśli o kimś innym. :C
    PISZ E!

    OdpowiedzUsuń
  4. Mam wrażenie, że coś mnie ominęło. Ale przecież przeczytałam wszystkie rozdziały. Na początku myślałam, że zmieniłaś parowanie ale im bardziej wczytywałam się w tekst tym bardziej miałam wrażenie, że Hermionę i Draco coś jednak łączy tylko nie zostało to jeszcze nazwane i nie do końca jest określone. Ale zobaczymy co się wydarzy w nowym rozdziale. Zaskakujesz nas. I rzeczywiście rozdział o wiele dłuższy od poprzednich, pisz tak częściej ;)
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział.
    Pozdrawiam
    Dajana

    OdpowiedzUsuń
  5. Jestem tu pierwszy raz, ale będę wpadać :) http://magicznykwiatrose.blogspot.comP

    OdpowiedzUsuń
  6. Nie moogę doczekać się kolejnego rozdziału :) Piszesz wspaniale :)
    Zapraszam do siebie :)
    http://ostatnia-nadzieja-slizgona.blogspot.com/
    i
    http://princess-in-slytherin.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń