Tak więc nie przedłużając, zapraszam do czytania! Mam nadzieję, że się Wam spodoba i nie omieszkacie się podzielić wrażeniami w komentarzach. :)
Harry stał przy oknie zamyślony, smutny. Kiedy był
malutki, stracił matkę. Nie pamiętał Lily, miał zaledwie roczek, kiedy Voldemort
ją zabił. Potem, mając kilkanaście lat, poznał Molly, stała się jego drugą
mamą, pokochał ją. A ona kolejna go zostawiła…
Jej śmierć była niespodziewana. Jeszcze dzień
wcześniej Harry z nią rozmawiał, opowiadali żarty i śmiali się przy rodzinnym
obiedzie, Molly dostała kolejny rysunek od Sue… A już następnego ranka do domu
Potterów wpadł Bill, ze smutkiem mówiąc, że mama nie żyje, zmarła we śnie.
Wiedział, że ludzie po prostu umierają. Jednak
zawsze człowiek łudzi się, że jego rodziny to nie dotyczy. Nie wyobraża sobie,
że ciotki Muriel czy wuja Billa może zabraknąć, chociaż tak właściwie nie
spotyka się ich tak często, może tylko odwiedzą się od czasu do czasu… A kiedy umierają,
robi się pusto, zaczynasz dostrzegać, że ci czegoś brakuje, przypominasz sobie,
że byli tacy radośni, pogodni… A teraz ich nie ma.
Minął już tydzień od śmierci Molly, pięć dni od jej
pogrzebu, a nadal miał przed oczami trumnę spuszczaną zaklęciem do wykopanego
wcześniej dołu. Gdy przymykał oczy, widział jej twarz, zamknięte powieki. Wyglądała,
jakby spała. Chciał ją zapamiętać żywą, radosną, pomocną, a wyrzucić z pamięci
to, że gdy dotknął dłoni teściowej, jej skóra była lodowata.
W chwilach takich jak ta przypominał sobie ich
wszystkich. Dumbledore’a spadającego z Wieży Astronomicznej, Syriusza
wpadającego za Zasłonę Dusz, Neville’a z plamą krwi wokół głowy, Astorię
bezwładnie leżącą w ramionach Draco… Ofiar było wiele i nieraz Harry gubił się
w liczbach, nie miał pewności, ile osób przez
niego zginęło.
Czasy wojen nie należały do spokojnych, wiedział to
doskonale. Zawsze ktoś umierał, ale nikt nie przyjmował do wiadomości, że to
akurat jeden z jego najbliższych to może akurat ta osoba…
Po wojnie również było trudno. Każdy musiał się
zmierzyć z problemami, które wcześniej wydawały się wręcz błahostkami, a wtedy
uderzyły ze zdwojoną siłą. Harry przez
ten czas zajmował się wieloma rzeczami naraz. Z jednej strony wręcz zamieszkał
w ministerstwie, które po bitwie próbowało stanąć na nogi. Zaczęły się procesy
osób, które brały udział w walce z Macnairem. Wielu z tych, którzy teraz
opowiedzieli się po dobrej stronie, wcześniej mieli powiązania z Voldemortem. Harry
ręczył za nich, a pracownicy Ministerstwa Magii tym razem byli bardzo
szczegółowi. Potter musiał udowodnić, że współpracowali z nim. Draco udało mu
się uratować przed wszystkim, ale niestety Teodor nie miał tyle szczęścia,
trafił do Azkabanu. Harry starał się przynajmniej złagodzić jego wyrok.
Wiedział, że nie ma szans, by Teodor został uniewinniony, ponieważ czynnie
działał razem ze Śmierciożercami i posiadano na to dowody. Z drugiej strony była Ginny.
Kochał ją nad życie i patrząc z perspektywy czasu, nie miał pojęcia, co
skłoniło go do zdrady. Zamiast stracić pewność siebie po wiadomości, że nie
może mieć dzieci, on zachowywał się wręcz odwrotnie. Chciał sobie udowodnić, że
pomimo wszystko potrafi zaspokoić kobietę. Zachował się wtedy irracjonalnie,
wiedział o tym.
Ginny
patrzyła na niego przez chwilę, która wydawała mu się wiecznością – wzrokiem
pełnym bólu, cierpienia. I Harry zdawał sobie sprawę, że to nie dlatego, że
umarło tak wiele osób. Ona wiedziała od dłuższego czasu. Wiedziała, że zdradzał
ją z Pansy, że kiedy znikał wieczorami, wcale nie szedł do Draco. Harry nie
zrobił w jej stronę ani kroku, dopóki nie uklękła na ziemi i nie zaczęła
płakać. Potem trzymał ją w swoich ramionach, szepcząc przeprosiny, mówiąc, że
kocha tylko ją, że żałuje, prosił o wybaczenie. Ginny nie mówiła niczego, a ta
cisza była najgorszym. Wolałby, żeby krzyczała, żeby go biła, żeby zrobiła
cokolwiek innego.
– Kochałam cię – wyszeptała. – Nadal cię
kocham. Ale nie sądzę, żebym ci kiedykolwiek wybaczyła – mówiła dalej cichym
głosem.
Ostatni
raz na niego spojrzała, wstała i teleportowała się.
Harry dał jej po wojnie chwilę wytchnienia. Nie
odzywał się do niej, wiedział, że żona potrzebuje czasu. Naciskanie na Ginny by
nic nie dało, prawdopodobnie pogorszyłoby sprawę. Po kilku tygodniach unikania
siebie nawzajem, przed wyprowadzką z instytutu musieli porozmawiać. Harry nie
wiedział, co będzie dalej, czy będą mieszkać razem, czy może Ginny będzie
gnieździć się u rodziców. Usiedli wtedy na spokojnie po całym dniu pełnym
pracy, oboje zmęczeni… Ruda miała taki wyraz twarzy, że Potter powoli tracił
wiarę w możliwość kontynuacji ich związku.
– Wiem, co
chcesz powiedzieć – zaczęła. – Ten miesiąc był dla mnie bardzo ciężki, bardzo
często myślałam o mnie, o tobie… O nas… Nie wiem do końca, czy jestem w stanie
ci wybaczyć tak po prostu, potrzeba czasu, dużo czasu. Ale Harry… Ja dam tobie
– nam – drugą szansę. Jeśli jeszcze raz mnie zawiedziesz, to będzie definitywny
koniec, wiesz o tym? Ja… Wydaje mi się, że najodpowiedniejszym będzie, jeśli
pójdziemy na jakąś terapię.
Trochę to trwało, zanim terapia dała widoczny
skutek. Stopniowo stawali się sobie z powrotem bliżsi. Ginny przestała być
spięta w jego towarzystwie, powoli znowu zdobywał jej zaufanie. Po kilku
miesiącach Ginny spytała, czy Harry nie chce na powrót mieszkać razem z nią.
Potter był bardzo szczęśliwy w tamtej chwili, pragnął tego od początku, ale nie
ośmielił się tego proponować. Chciał dać żonie tyle czasu, ile potrzebowała.
Zamieszkali razem, jego rzeczy ponownie znalazły się na tym samym miejscu, co
przed przeprowadzką do Instytutu Zakonu Feniksa. Z powrotem mógł patrzeć na nią,
gdy śpi, budzić się szybciej i robić kawę dla ich dwojga. Te małe rzeczy, niby
niepozorne, których może i wcześniej nie zauważał, teraz sprawiały mu niemałą
radość.
Ze względu na swoją bezpłodność Harry zaczął rozważać
adopcję. A przez to szanse na to, że Ginny zajdzie w ciążę, były niemal zerowe,
a jego żona od dawna pragnęła mieć dziecko. Ginny była szczęśliwa i po długich
rozmowach stwierdzili oboje, że są na to gotowi. Dowiedzieli się o istnieniu
jedynego czarodziejskiego sierocińca i zjawili się w nim po wizycie w odpowiednim
dziale Ministerstwa Magii. W przytułku mieszkało wiele dzieci, niektóre bawiły
się w małych grupach, starsze czytały, kilkoro siedziało smutno w kątach.
Starsza pani, dyrektorka ośrodka, zaprowadziła ich do jej gabinetu.
– Więc chcą
państwo adoptować dziecko? – zaczęła. – Zdają sobie państwo sprawę, że to nie
jest łatwe? Trzeba przejść szkolenie, okazać wiele dokumentów, musimy zrobić
wywiad środowiskowy, zobaczyć warunki w jakich państwo mieszkają… To może
zdawać się łatwe i przyjemne, ale takie nie jest. Wiele małżeństw nie daje
rady.
– Chcemy
uszczęśliwić jakieś dziecko, zapewnić mu miłość, dom, wszystko, czego będzie potrzebowało
i to jest dla nas najważniejsze – powiedział Harry, łapiąc żonę za rękę.
– Muszę jeszcze
wiedzieć, czy mają państwo jakieś zastrzeżenia.
Widzą państwo, niektórzy nie chcą adoptować chorego dziecka, bo wiedzą, że nie
podołają, inni wręcz przeciwnie.
– Pokochamy
każde dziecko.
– Rozumiem. W
takim razie tutaj mają państwo listę dokumentów, które muszą państwo dostarczyć
tu jak najszybciej. Jeśli nie będziemy mieć żadnych zastrzeżeń, wyznaczona
zostanie państwu data pierwszego spotkania z naszym psychologiem.
Po zaniesieniu wszystkich papierów, wyznaczono im termin
spotkania. Wszystko toczyło się wolno, ze spotkań z psychologami wychodzili
źli, że dali się sprowokować. Gdy to wszystko minęło i dostali pozytywną
odpowiedź, dyrektorka poznała ich z córką.
Sue miała niespełna cztery miesiące, była
zaniedbana, prawie w ogóle się nie ruszała, patrzyła tępo w ścianę. Kiedy Ginny
pochyliła się nad jej łóżeczkiem, pomachała nad nią zabawką, próbowała ją
rozweselić, Sue nie reagowała. Po wyjściu z pokoju Ginny płakała, a Harry miał łzy
w oczach.
– Mogą się
państwo wycofać, jeśli chodzi o Sue. Jest chora, oto jej dokumentacja medyczna.
– Pokazała im gruby plik papierów. – Proszę się z tym zapoznać i dać sobie czas
do namysłu.
Pisma z opisem leczenia Sue czytali przez kilka dni.
Ginny płakała nad losem malutkiej istotki, Harry chodził całe dnie przygnębiony.
– Ginny –
powiedział pewnego wieczoru. – Musimy to przemyśleć, to wszystko o Sue… ale
osobno. Żadne z nas nie chciałoby, żeby była tu jedynie z litości. Jeśli
pojedziemy do niej następnym razem i nic nie poczujemy…
– Rozumiem. I
myślę tak samo.
Tamtego dnia zawieźli jej pierwsze ubranka, jakie
jej dali. Była to mała, różowa sukieneczka i rajstopki. Ginny nosiła
dziewczynkę prawie cały czas i co jakiś czas pociągała nosem. Kiedy wrócili do
domu, zapytała Harry’ego, co o tym myśli.
– Nie
wyobrażam sobie, żeby jej nie wziąć.
Harry ponownie tego dnia usłyszał, jak zamykają się
drzwi do sypialni. Doskonale wiedział, co to oznacza. Przetarł twarz dłonią i
westchnął. Od śmierci swojej mamy Ginny ciągle płakała. Każda, nawet
najmniejsza czynność przypominała jej o Molly. Kryła się wtedy w łóżku,
naciągała kołdrę na głowę i łkała tak przez długi czas. Harry wtedy wchodził po
cichu do pokoju, zostawiał na szafeczce kilka kanapek i herbatę, a potem kładł się
tuż obok żony. Szlochała w jego ramionach tak długo, aż zasypiała ze zmęczenia.
Wiedział, że to nie jest najlepszy moment także dla
Sue. Miała dziewięć lat, jej ukochana babcia zmarła, a mama ciągle płacze.
Stwierdził, iż nie jest to zbyt dobry widok dla dziecka. Przed pogrzebem
uzgodnił więc z Hermioną, że zaopiekuje się jego córką przez jakiś czas. Ufał
zarówno Hermionie i Draconowi, był pewny, że bardzo dobrze zajmą się Sue, a
dodatkowo córeczka będzie miała cały czas rówieśników do zabawy.
Harry dostał urlop okolicznościowy na miesiąc,
Minister Magii znał ich bardzo dobrze i zrozumiał Pottera. Harry nie był jednak
taki pewien, czy gdyby poprosił o jeszcze o trochę wolnego, minister byłby do
tego taki skory. Tak długa nieobecność Szefa Biura Aurorów niezbyt korzystnie
działała na wizerunek ministerstwa. W czasie tego miesiąca Harry musiał zrobić
co w jego mocy, żeby Ginny się pozbierała, zaczęła żyć normalnie, pogodziła się
z odejściem matki. Nie mogło być tak jak teraz.
***
Draco czuł się z tym wszystkim źle. Z jednej strony
zarówno Hermiona jak i Teodor byli jego przyjaciółmi, a dodatkowo od zawsze
wiedział, że Nott w końcu wyjdzie z Azkabanu. I kiedy to się stało, zdawał
sobie sprawę, że wszystko potoczy się szybko. Hermiona zawsze czekała na Notta,
podczas tych wszystkich lat nie umówiła się z żadnym facetem, a swoją
przyszłość widziała tylko u jego boku. Z drugiej strony pozostawała sprawa Scorpiusa
i Astorii. Draco wciąż ją kochał, mimo że minęło tyle lat od jej śmierci. Czuł
się w obowiązku co tydzień przychodzić na jej grób i tam kłaść białą różę na
nagrobku. Wmawiał sobie, że nie potrafiłby spojrzeć tak na inną kobietę, ale… Mimowolnie zaczął obserwować Hermionę
przy najzwyklejszych czynnościach. Gdy czytała, charakterystycznie marszczyła
nos. Wypełniając dokumenty, co chwilę odgarniała włosy z twarzy. Zaciskała oczy,
śmiejąc się z jego żartów. Jej ruchy były delikatne i wyważone, bez względu na
to, co robiła. Zawsze pachniała poziomkami. W domu uwielbiała chodzić w
bluzach, w zasadzie w ogóle nie znosiła się stroić. Nie malowała się często,
tylko na większe okazje. Dbała bardzo o włosy, lubiła je lekko wyprostowane,
niezwiązane w kitkę czy koka. Trudno było nie zauważyć jej lekkiego kręcenia
biodrami. Patrzenie na Granger sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. Czasami
przechodziło mu przez myśl, jak wspaniale by było, gdyby trwało to już zawsze.
Teodor zjawił się wtedy, kiedy między nim a
Hermioną, można powiedzieć, zaczęło układać się bardzo dobrze. Zrezygnowała z nadgodzin
w pracy, a co za tym idzie, więcej czasu spędzała w domu. Razem gotowali,
chodzili na spacery z dziećmi, czytali książki. Wiedział, że ona cały czas
czeka na Teodora, na żadnego faceta nie zwracała uwagi, a jego traktowała jak
brata.
Draco na palcach jednej ręki mógł policzyć momenty w
swoim życiu, kiedy nie wiedział, co zrobić z kobietą. W szkole nie mógł się
odpędzić od dziewczyn, a jemu to zbytnio nie przeszkadzało, więc zmieniał je
jak rękawiczki, jedną się znudził, to pojawiała się kolejna. W zasadzie
ostatnim razem miał taki dylemat, kiedy nie wiedział do końca, czy oświadczyć
się Astorii czy też nie. Był jeszcze młody i niewiele wiedział o prawdziwym
uczuciu. Chociaż obie rodziny wymagały tego małżeństwa, on nie chciał się żenić
w wieku dwudziestu lat. Lubił seks i towarzystwo kobiet, nie miał zamiaru
ograniczać się do jednej, co musiałoby nastąpić po ślubie. Astoria była miła,
uczynna, mądra, inteligentna, piękna… Jej zalety mógłby wyliczać godzinami.
Jednak między nimi nigdy się nie wydarzało nic więcej niż pocałunki. To
wydawało mu się naprawdę niecodzienne i dziwne, chociaż patrząc z drugiej
strony,
imponowało mu to. Z Hermioną to była inna sprawa. Nie wiedział, co
zrobić, więc postanowił poradzić się Zabiniego. Dawno się nie z nim nie
widział, więc był to też swego rodzaju pretekst. Miał nadzieję, że Blaise mu
pomoże.
Draco wszedł na pierwsze piętro bloku, w którym
mieszkał jego przyjaciel. Kilka razy zapukał do jego drzwi. Zza nich dało się
usłyszeć szuranie, a potem Blaise pojawił się w wejściu. Patrzył na Malfoy’a zdziwiony.
Draco nie był zaskoczony, na jakiś czas stracili ich tak dobry kontakt.
Ograniczali się teraz do kilku wyjść na miasto. Draco od dawna sam z siebie nie
odwiedził Zabiniego.
– Mam problem
– powiedział i wszedł do mieszkania.
– Już
rozumiem. Jak trwoga to Draco do swojego boga?
– Nie
żartuję.
– Czemu nie
wygadasz się Granger? To twoja przyjaciółka. –
powiedział z przekąsem Blaise i przeczesał jak zawsze krótko obcięte czarne
włosy. Ubrany był w zwykły bordowy
podkoszulek i jeansy. Patrzył na Dracona swoimi bystrymi, ciemnymi oczami, a
usta wykrzywiał w grymasie zadowolenia, tak innym od typowego dla niego
zawadiackiego uśmieszku.
– To o nią
chodzi – mruknął i usiadł na kanapie.
– Oho –
krzyknął Blaise. – Ognista czy coś mocniejszego?
– Burbonu.
Zabini nalał alkoholu do szklanek i usiadł obok
niego.
– Wal.
– Hermiona… –
zaczął Draco.
– Stary, nie
– domyślił się czarnoskóry.
– Dlaczego
nie?
– Bo to
Granger!
– Ładna,
inteligentna Granger, która zastępuje mojemu synowi matkę!
– Będziesz
dobierał kobiety pod kątem tego, jaka jest wobec twojego syna? Tyle dziewcząt,
pięknych w dodatku, dałoby się pokroić za to, żebyś spędził z nimi przynajmniej
jedną noc… A ty wybierasz Granger!
– Podobno ją
lubisz, a sprawiasz wrażenie, jakby było odwrotnie.
– Lubić ją
lubię, ale to kobieta Teodora. – Zabini posłał Malfoy’owi znaczące spojrzenie,
a Draco go zrozumiał. Blaise był, lekko mówiąc, zniesmaczony. Od dawien dawna
razem z Blaisem i Teodorem mieli swoją małą zasadę, która mówiła, że nie
zakochują się, nie podrywają, nie flirtują i nie zabierają sobie nawzajem
dziewczyn. Troje praktykowali tą regułę zawsze i wszędzie, aż teraz Draco ją
złamał.
– I w tym
problem.
– Jaki
problem znowu? W końcu jest na wolności, nie cieszysz się z tego?! Przesiedział
szmat czasu w Azkabanie, szczęście, że tam nie zwariował, a teraz wrócił!
Wrócił do ukochanej, która na niego czekała, do cholery jasnej, i do córki!
Grace jest jego córką. Nie niszcz
tego! Sam widziałem, zaszli tu we dwoje, bo Teodor chciał zabrać coś z pokoju.
Są szczęśliwi, Draco.
– A w
zasadzie gdzie jest teraz Teodor?
– A jak
myślisz? – spytał się Blaise.
To
było głupie pytanie – pomyślał Draco i dolał sobie burbonu.
Draco wiedział doskonale, że to jest złe uczucie, że wcale nie powinien tego
czuć. To była, jak to ujął Blaise, kobieta Teodora, miał po prostu trwać przy niej, wspierać ją i
razem z nią czekać na powrót Notta. Kiedy tylko Malfoy poczuł malutkie
zauroczenie jej osobą, powinien nad tym walczyć, a on pozwolił, żeby to rosło i
rosło. Teraz mógł wyzywać siebie od idiotów, ale nie potrafił się od tego
odciąć. Chciał być przy Hermionie i nie wystarczało mu to, że przez nią jest
traktowany jak przyjaciel. Stawał się zazdrosny, widząc, jak cała promienieje przed
każdym spotkaniem z Teodorem.
– To co mam
teraz zrobić? – spytał Draco w końcu, przerywając ciszę, która między nimi
zaległa.
– Nie wiem, ja bym się wyprowadził.
Wyprowadzić się? Draco mieszkał tam już szmat czasu,
uważał to w zasadzie za swój dom, chociaż wiedział, że należy do Hermiony i
Teodora. Nie wyobrażał sobie się tak po prostu wynieść. Z tym miejscem wiązało się
tyle wspomnień, tam Scorpius zaczął stawiać swoje pierwsze kroki i nauczył się
mówić… Jednak to, bez dwóch zdań, było w miarę dobrym rozwiązaniem. Odciąłby się
od Hermiony, nie widywałby jej codziennie, może by jego uczucia zelżały?
E.
Hej! Sama się nie spodziewałam, że minęło tyle czasu aczkolwiek cały czas czekałam na dalsze rozdziały. Cieszę się, że znów coś udostępniłaś. Rozdział jak zawsze ciekawy i dający do myślenia co może stać się dalej. Czekam na kolejne rozdziały.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Zuzka.
Tak, mi też ten czas naprawdę szybko zleciał, jedynie gdy patrzyłam na datę dodania rozdziału to sobie uświadamiałam i im dłużej to wszystko trwało, dostawałam dużego kopa w tyłek. :D Dalsze rozdziały... mam nadzieję, że będą się pojawiać w miarę regularnie, chociaż widać jak to ze mną jest. Tym bardziej, że zaczęłam chodzić do szkoły średniej, więc i obowiązków więcej. Ale się staram!
UsuńMiło mi, że Ci się podoba!
Pozdrawiam gorąco w ten zimny dzień!
E.
Świetne! Uczucia Dracona świetnie opisane. Czułam jego ból, kiedy musiał zrozumieć ze musi opuścić Hermione, a spotkania Teo i Herm - miód malinka. Czekam na next i zapraszam do mnie jeśli lubisz Dramione:
OdpowiedzUsuńhttps://zakazaneuczucie-dramione-hansy-i-inne.blogspot.com/?m=1
Teomione xD ( na razie nic nie ma, bo został dziś stworzony, ale niedługo coś się pojawi) :
http://nalesniki-granger-teomione.blogspot.com/?m=1
Mój własny wymyślony parring,na który pojawi się niedlugo prolog:
http://nil-desperandum-harry-x-nataline.blogspot.com/?m=1
(Przepraszam, że tak późno piszę ten komentarz)
Pozdrawiam serdecznie :)
~APQII
Dziękuję! Kolejny rozdział dziś będzie wysłany do bety :)
UsuńE.
W końcu dotarłam. Droga była bardzo długa, ale dotarłam. Czuję się przytloczona tymi wydarzeniami. Śmierć, uczucia Draco(tak jak myślałam), Adopcja. Muszę ułożyć to sobie.
OdpowiedzUsuńAle to nie znaczy, że mi się nie podoba. Bo to nie prawda. Bardzo podoba mi się ten rozdział, bo po pierwsze pojawił się, a po drugie trzeba było przejść ten moment i dowiedzieć się trochę o innych.
Ten komentarz pewnie nie ma sensu.
Chętnie przeczytam co będzie się działo dalej.
Pozdrawiam,
Re(Beca)
Miło mi, że Ci się podobał (wcale nie wiedziałam tego wcześniej, wcaaale :D)
UsuńE.