13.9.16

Rozdział 4 (24)

Nie mogę uwierzyć, że od opublikowania ostatniego rozdziału minęło tyle czasu. Sześć (!) miesięcy! Pół roku to straasznie dużo i wierzcie mi, naprawdę Was bardzo przepraszam, że tak długo musieliście czekać. Rozdział nie powala ani długością, ani akcją, więc sami musicie stwierdzić czy się opłacało. Jest to jeden z tych przejściowych, które muszą się pojawić, coś wyjaśnić, by potem zaczęło się coś dziać. 
Tak więc nie przedłużając, zapraszam do czytania! Mam nadzieję, że się Wam spodoba i nie omieszkacie się podzielić wrażeniami w komentarzach. :) 


Harry stał przy oknie zamyślony, smutny. Kiedy był malutki, stracił matkę. Nie pamiętał Lily, miał zaledwie roczek, kiedy Voldemort ją zabił. Potem, mając kilkanaście lat, poznał Molly, stała się jego drugą mamą, pokochał ją. A ona kolejna go zostawiła…
Jej śmierć była niespodziewana. Jeszcze dzień wcześniej Harry z nią rozmawiał, opowiadali żarty i śmiali się przy rodzinnym obiedzie, Molly dostała kolejny rysunek od Sue… A już następnego ranka do domu Potterów wpadł Bill, ze smutkiem mówiąc, że mama nie żyje, zmarła we śnie.
Wiedział, że ludzie po prostu umierają. Jednak zawsze człowiek łudzi się, że jego rodziny to nie dotyczy. Nie wyobraża sobie, że ciotki Muriel czy wuja Billa może zabraknąć, chociaż tak właściwie nie spotyka się ich tak często, może tylko odwiedzą się od czasu do czasu… A kiedy umierają, robi się pusto, zaczynasz dostrzegać, że ci czegoś brakuje, przypominasz sobie, że byli tacy radośni, pogodni… A teraz ich nie ma.
Minął już tydzień od śmierci Molly, pięć dni od jej pogrzebu, a nadal miał przed oczami trumnę spuszczaną zaklęciem do wykopanego wcześniej dołu. Gdy przymykał oczy, widział jej twarz, zamknięte powieki. Wyglądała, jakby spała. Chciał ją zapamiętać żywą, radosną, pomocną, a wyrzucić z pamięci to, że gdy dotknął dłoni teściowej, jej skóra była lodowata.
W chwilach takich jak ta przypominał sobie ich wszystkich. Dumbledore’a spadającego z Wieży Astronomicznej, Syriusza wpadającego za Zasłonę Dusz, Neville’a z plamą krwi wokół głowy, Astorię bezwładnie leżącą w ramionach Draco… Ofiar było wiele i nieraz Harry gubił się w liczbach, nie miał pewności, ile osób przez niego zginęło.
Czasy wojen nie należały do spokojnych, wiedział to doskonale. Zawsze ktoś umierał, ale nikt nie przyjmował do wiadomości, że to akurat jeden z jego najbliższych to może akurat ta osoba…
Po wojnie również było trudno. Każdy musiał się zmierzyć z problemami, które wcześniej wydawały się wręcz błahostkami, a wtedy uderzyły ze zdwojoną siłą.  Harry przez ten czas zajmował się wieloma rzeczami naraz. Z jednej strony wręcz zamieszkał w ministerstwie, które po bitwie próbowało stanąć na nogi. Zaczęły się procesy osób, które brały udział w walce z Macnairem. Wielu z tych, którzy teraz opowiedzieli się po dobrej stronie, wcześniej mieli powiązania z Voldemortem. Harry ręczył za nich, a pracownicy Ministerstwa Magii tym razem byli bardzo szczegółowi. Potter musiał udowodnić, że współpracowali z nim. Draco udało mu się uratować przed wszystkim, ale niestety Teodor nie miał tyle szczęścia, trafił do Azkabanu. Harry starał się przynajmniej złagodzić jego wyrok. Wiedział, że nie ma szans, by Teodor został uniewinniony, ponieważ czynnie działał razem ze Śmierciożercami i posiadano na to dowody. Z drugiej strony była Ginny. Kochał ją nad życie i patrząc z perspektywy czasu, nie miał pojęcia, co skłoniło go do zdrady. Zamiast stracić pewność siebie po wiadomości, że nie może mieć dzieci, on zachowywał się wręcz odwrotnie. Chciał sobie udowodnić, że pomimo wszystko potrafi zaspokoić kobietę. Zachował się wtedy irracjonalnie, wiedział o tym.
Ginny patrzyła na niego przez chwilę, która wydawała mu się wiecznością – wzrokiem pełnym bólu, cierpienia. I Harry zdawał sobie sprawę, że to nie dlatego, że umarło tak wiele osób. Ona wiedziała od dłuższego czasu. Wiedziała, że zdradzał ją z Pansy, że kiedy znikał wieczorami, wcale nie szedł do Draco. Harry nie zrobił w jej stronę ani kroku, dopóki nie uklękła na ziemi i nie zaczęła płakać. Potem trzymał ją w swoich ramionach, szepcząc przeprosiny, mówiąc, że kocha tylko ją, że żałuje, prosił o wybaczenie. Ginny nie mówiła niczego, a ta cisza była najgorszym. Wolałby, żeby krzyczała, żeby go biła, żeby zrobiła cokolwiek innego.
 – Kochałam cię – wyszeptała. – Nadal cię kocham. Ale nie sądzę, żebym ci kiedykolwiek wybaczyła – mówiła dalej cichym głosem.
Ostatni raz na niego spojrzała, wstała i teleportowała się.
Harry dał jej po wojnie chwilę wytchnienia. Nie odzywał się do niej, wiedział, że żona potrzebuje czasu. Naciskanie na Ginny by nic nie dało, prawdopodobnie pogorszyłoby sprawę. Po kilku tygodniach unikania siebie nawzajem, przed wyprowadzką z instytutu musieli porozmawiać. Harry nie wiedział, co będzie dalej, czy będą mieszkać razem, czy może Ginny będzie gnieździć się u rodziców. Usiedli wtedy na spokojnie po całym dniu pełnym pracy, oboje zmęczeni… Ruda miała taki wyraz twarzy, że Potter powoli tracił wiarę w możliwość kontynuacji ich związku.
 – Wiem, co chcesz powiedzieć – zaczęła. – Ten miesiąc był dla mnie bardzo ciężki, bardzo często myślałam o mnie, o tobie… O nas… Nie wiem do końca, czy jestem w stanie ci wybaczyć tak po prostu, potrzeba czasu, dużo czasu. Ale Harry… Ja dam tobie – nam – drugą szansę. Jeśli jeszcze raz mnie zawiedziesz, to będzie definitywny koniec, wiesz o tym? Ja… Wydaje mi się, że najodpowiedniejszym będzie, jeśli pójdziemy na jakąś terapię.

Trochę to trwało, zanim terapia dała widoczny skutek. Stopniowo stawali się sobie z powrotem bliżsi. Ginny przestała być spięta w jego towarzystwie, powoli znowu zdobywał jej zaufanie. Po kilku miesiącach Ginny spytała, czy Harry nie chce na powrót mieszkać razem z nią. Potter był bardzo szczęśliwy w tamtej chwili, pragnął tego od początku, ale nie ośmielił się tego proponować. Chciał dać żonie tyle czasu, ile potrzebowała. Zamieszkali razem, jego rzeczy ponownie znalazły się na tym samym miejscu, co przed przeprowadzką do Instytutu Zakonu Feniksa. Z powrotem mógł patrzeć na nią, gdy śpi, budzić się szybciej i robić kawę dla ich dwojga. Te małe rzeczy, niby niepozorne, których może i wcześniej nie zauważał, teraz sprawiały mu niemałą radość.
Ze względu na swoją bezpłodność Harry zaczął rozważać adopcję. A przez to szanse na to, że Ginny zajdzie w ciążę, były niemal zerowe, a jego żona od dawna pragnęła mieć dziecko. Ginny była szczęśliwa i po długich rozmowach stwierdzili oboje, że są na to gotowi. Dowiedzieli się o istnieniu jedynego czarodziejskiego sierocińca i zjawili się w nim po wizycie w odpowiednim dziale Ministerstwa Magii. W przytułku mieszkało wiele dzieci, niektóre bawiły się w małych grupach, starsze czytały, kilkoro siedziało smutno w kątach. Starsza pani, dyrektorka ośrodka, zaprowadziła ich do jej gabinetu.
 – Więc chcą państwo adoptować dziecko? – zaczęła. – Zdają sobie państwo sprawę, że to nie jest łatwe? Trzeba przejść szkolenie, okazać wiele dokumentów, musimy zrobić wywiad środowiskowy, zobaczyć warunki w jakich państwo mieszkają… To może zdawać się łatwe i przyjemne, ale takie nie jest. Wiele małżeństw nie daje rady.
 – Chcemy uszczęśliwić jakieś dziecko, zapewnić mu miłość, dom, wszystko, czego będzie potrzebowało i to jest dla nas najważniejsze – powiedział Harry, łapiąc żonę za rękę.
 – Muszę jeszcze wiedzieć, czy mają państwo jakieś zastrzeżenia. Widzą państwo, niektórzy nie chcą adoptować chorego dziecka, bo wiedzą, że nie podołają, inni wręcz przeciwnie.
 – Pokochamy każde dziecko.
 – Rozumiem. W takim razie tutaj mają państwo listę dokumentów, które muszą państwo dostarczyć tu jak najszybciej. Jeśli nie będziemy mieć żadnych zastrzeżeń, wyznaczona zostanie państwu data pierwszego spotkania z naszym psychologiem.
Po zaniesieniu wszystkich papierów, wyznaczono im termin spotkania. Wszystko toczyło się wolno, ze spotkań z psychologami wychodzili źli, że dali się sprowokować. Gdy to wszystko minęło i dostali pozytywną odpowiedź, dyrektorka poznała ich z córką.
Sue miała niespełna cztery miesiące, była zaniedbana, prawie w ogóle się nie ruszała, patrzyła tępo w ścianę. Kiedy Ginny pochyliła się nad jej łóżeczkiem, pomachała nad nią zabawką, próbowała ją rozweselić, Sue nie reagowała. Po wyjściu z pokoju Ginny płakała, a Harry miał łzy w oczach.
 – Mogą się państwo wycofać, jeśli chodzi o Sue. Jest chora, oto jej dokumentacja medyczna. – Pokazała im gruby plik papierów. – Proszę się z tym zapoznać i dać sobie czas do namysłu.
Pisma z opisem leczenia Sue czytali przez kilka dni. Ginny płakała nad losem malutkiej istotki, Harry chodził całe dnie przygnębiony.
 – Ginny – powiedział pewnego wieczoru. – Musimy to przemyśleć, to wszystko o Sue… ale osobno. Żadne z nas nie chciałoby, żeby była tu jedynie z litości. Jeśli pojedziemy do niej następnym razem i nic nie poczujemy…
 – Rozumiem. I myślę tak samo.
Tamtego dnia zawieźli jej pierwsze ubranka, jakie jej dali. Była to mała, różowa sukieneczka i rajstopki. Ginny nosiła dziewczynkę prawie cały czas i co jakiś czas pociągała nosem. Kiedy wrócili do domu, zapytała Harry’ego, co o tym myśli.
 – Nie wyobrażam sobie, żeby jej nie wziąć.

Harry ponownie tego dnia usłyszał, jak zamykają się drzwi do sypialni. Doskonale wiedział, co to oznacza. Przetarł twarz dłonią i westchnął. Od śmierci swojej mamy Ginny ciągle płakała. Każda, nawet najmniejsza czynność przypominała jej o Molly. Kryła się wtedy w łóżku, naciągała kołdrę na głowę i łkała tak przez długi czas. Harry wtedy wchodził po cichu do pokoju, zostawiał na szafeczce kilka kanapek i herbatę, a potem kładł się tuż obok żony. Szlochała w jego ramionach tak długo, aż zasypiała ze zmęczenia.
Wiedział, że to nie jest najlepszy moment także dla Sue. Miała dziewięć lat, jej ukochana babcia zmarła, a mama ciągle płacze. Stwierdził, iż nie jest to zbyt dobry widok dla dziecka. Przed pogrzebem uzgodnił więc z Hermioną, że zaopiekuje się jego córką przez jakiś czas. Ufał zarówno Hermionie i Draconowi, był pewny, że bardzo dobrze zajmą się Sue, a dodatkowo córeczka będzie miała cały czas rówieśników do zabawy.
Harry dostał urlop okolicznościowy na miesiąc, Minister Magii znał ich bardzo dobrze i zrozumiał Pottera. Harry nie był jednak taki pewien, czy gdyby poprosił o jeszcze o trochę wolnego, minister byłby do tego taki skory. Tak długa nieobecność Szefa Biura Aurorów niezbyt korzystnie działała na wizerunek ministerstwa. W czasie tego miesiąca Harry musiał zrobić co w jego mocy, żeby Ginny się pozbierała, zaczęła żyć normalnie, pogodziła się z odejściem matki. Nie mogło być tak jak teraz.

***

Draco czuł się z tym wszystkim źle. Z jednej strony zarówno Hermiona jak i Teodor byli jego przyjaciółmi, a dodatkowo od zawsze wiedział, że Nott w końcu wyjdzie z Azkabanu. I kiedy to się stało, zdawał sobie sprawę, że wszystko potoczy się szybko. Hermiona zawsze czekała na Notta, podczas tych wszystkich lat nie umówiła się z żadnym facetem, a swoją przyszłość widziała tylko u jego boku. Z drugiej strony pozostawała sprawa Scorpiusa i Astorii. Draco wciąż ją kochał, mimo że minęło tyle lat od jej śmierci. Czuł się w obowiązku co tydzień przychodzić na jej grób i tam kłaść białą różę na nagrobku. Wmawiał sobie, że nie potrafiłby spojrzeć tak na inną kobietę, ale… Mimowolnie zaczął obserwować Hermionę przy najzwyklejszych czynnościach. Gdy czytała, charakterystycznie marszczyła nos. Wypełniając dokumenty, co chwilę odgarniała włosy z twarzy. Zaciskała oczy, śmiejąc się z jego żartów. Jej ruchy były delikatne i wyważone, bez względu na to, co robiła. Zawsze pachniała poziomkami. W domu uwielbiała chodzić w bluzach, w zasadzie w ogóle nie znosiła się stroić. Nie malowała się często, tylko na większe okazje. Dbała bardzo o włosy, lubiła je lekko wyprostowane, niezwiązane w kitkę czy koka. Trudno było nie zauważyć jej lekkiego kręcenia biodrami. Patrzenie na Granger sprawiało mu niewyobrażalną przyjemność. Czasami przechodziło mu przez myśl, jak wspaniale by było, gdyby trwało to już zawsze.
Teodor zjawił się wtedy, kiedy między nim a Hermioną, można powiedzieć, zaczęło układać się bardzo dobrze. Zrezygnowała z nadgodzin w pracy, a co za tym idzie, więcej czasu spędzała w domu. Razem gotowali, chodzili na spacery z dziećmi, czytali książki. Wiedział, że ona cały czas czeka na Teodora, na żadnego faceta nie zwracała uwagi, a jego traktowała jak brata.
Draco na palcach jednej ręki mógł policzyć momenty w swoim życiu, kiedy nie wiedział, co zrobić z kobietą. W szkole nie mógł się odpędzić od dziewczyn, a jemu to zbytnio nie przeszkadzało, więc zmieniał je jak rękawiczki, jedną się znudził, to pojawiała się kolejna. W zasadzie ostatnim razem miał taki dylemat, kiedy nie wiedział do końca, czy oświadczyć się Astorii czy też nie. Był jeszcze młody i niewiele wiedział o prawdziwym uczuciu. Chociaż obie rodziny wymagały tego małżeństwa, on nie chciał się żenić w wieku dwudziestu lat. Lubił seks i towarzystwo kobiet, nie miał zamiaru ograniczać się do jednej, co musiałoby nastąpić po ślubie. Astoria była miła, uczynna, mądra, inteligentna, piękna… Jej zalety mógłby wyliczać godzinami. Jednak między nimi nigdy się nie wydarzało nic więcej niż pocałunki. To wydawało mu się naprawdę niecodzienne i dziwne, chociaż patrząc z drugiej strony, imponowało mu to. Z Hermioną to była inna sprawa. Nie wiedział, co zrobić, więc postanowił poradzić się Zabiniego. Dawno się nie z nim nie widział, więc był to też swego rodzaju pretekst. Miał nadzieję, że Blaise mu pomoże.
Draco wszedł na pierwsze piętro bloku, w którym mieszkał jego przyjaciel. Kilka razy zapukał do jego drzwi. Zza nich dało się usłyszeć szuranie, a potem Blaise pojawił się w wejściu. Patrzył na Malfoy’a zdziwiony. Draco nie był zaskoczony, na jakiś czas stracili ich tak dobry kontakt. Ograniczali się teraz do kilku wyjść na miasto. Draco od dawna sam z siebie nie odwiedził Zabiniego.
 – Mam problem – powiedział i wszedł do mieszkania.
 – Już rozumiem. Jak trwoga to Draco do swojego boga?
 – Nie żartuję.
 – Czemu nie wygadasz się Granger? To twoja przyjaciółka. – powiedział z przekąsem Blaise i przeczesał jak zawsze krótko obcięte czarne włosy. Ubrany był w zwykły bordowy podkoszulek i jeansy. Patrzył na Dracona swoimi bystrymi, ciemnymi oczami, a usta wykrzywiał w grymasie zadowolenia, tak innym od typowego dla niego zawadiackiego uśmieszku.
 – To o nią chodzi – mruknął i usiadł na kanapie.
 – Oho – krzyknął Blaise. – Ognista czy coś mocniejszego?
 – Burbonu.
Zabini nalał alkoholu do szklanek i usiadł obok niego.
 – Wal.
 – Hermiona… – zaczął Draco.
 – Stary, nie – domyślił się czarnoskóry.
 – Dlaczego nie?
 – Bo to Granger!
 – Ładna, inteligentna Granger, która zastępuje mojemu synowi matkę!
 – Będziesz dobierał kobiety pod kątem tego, jaka jest wobec twojego syna? Tyle dziewcząt, pięknych w dodatku, dałoby się pokroić za to, żebyś spędził z nimi przynajmniej jedną noc… A ty wybierasz Granger!
 – Podobno ją lubisz, a sprawiasz wrażenie, jakby było odwrotnie.
 – Lubić ją lubię, ale to kobieta Teodora. – Zabini posłał Malfoy’owi znaczące spojrzenie, a Draco go zrozumiał. Blaise był, lekko mówiąc, zniesmaczony. Od dawien dawna razem z Blaisem i Teodorem mieli swoją małą zasadę, która mówiła, że nie zakochują się, nie podrywają, nie flirtują i nie zabierają sobie nawzajem dziewczyn. Troje praktykowali tą regułę zawsze i wszędzie, aż teraz Draco ją złamał.
 – I w tym problem.
 – Jaki problem znowu? W końcu jest na wolności, nie cieszysz się z tego?! Przesiedział szmat czasu w Azkabanie, szczęście, że tam nie zwariował, a teraz wrócił! Wrócił do ukochanej, która na niego czekała, do cholery jasnej, i do córki! Grace jest jego córką. Nie niszcz tego! Sam widziałem, zaszli tu we dwoje, bo Teodor chciał zabrać coś z pokoju. Są szczęśliwi, Draco.
 – A w zasadzie gdzie jest teraz Teodor?
 – A jak myślisz? – spytał się Blaise.
To było głupie pytanie – pomyślał Draco i dolał sobie burbonu.
Draco wiedział doskonale, że to jest złe uczucie, że wcale nie powinien tego czuć. To była, jak to ujął Blaise, kobieta Teodora, miał  po prostu trwać przy niej, wspierać ją i razem z nią czekać na powrót Notta. Kiedy tylko Malfoy poczuł malutkie zauroczenie jej osobą, powinien nad tym walczyć, a on pozwolił, żeby to rosło i rosło. Teraz mógł wyzywać siebie od idiotów, ale nie potrafił się od tego odciąć. Chciał być przy Hermionie i nie wystarczało mu to, że przez nią jest traktowany jak przyjaciel. Stawał się zazdrosny, widząc, jak cała promienieje przed każdym spotkaniem z Teodorem.
 – To co mam teraz zrobić? – spytał Draco w końcu, przerywając ciszę, która między nimi zaległa.
 –  Nie wiem, ja bym się wyprowadził.

Wyprowadzić się? Draco mieszkał tam już szmat czasu, uważał to w zasadzie za swój dom, chociaż wiedział, że należy do Hermiony i Teodora. Nie wyobrażał sobie się tak po prostu wynieść. Z tym miejscem wiązało się tyle wspomnień, tam Scorpius zaczął stawiać swoje pierwsze kroki i nauczył się mówić… Jednak to, bez dwóch zdań, było w miarę dobrym rozwiązaniem. Odciąłby się od Hermiony, nie widywałby jej codziennie, może by jego uczucia zelżały? 

E.

6 komentarzy:

  1. Hej! Sama się nie spodziewałam, że minęło tyle czasu aczkolwiek cały czas czekałam na dalsze rozdziały. Cieszę się, że znów coś udostępniłaś. Rozdział jak zawsze ciekawy i dający do myślenia co może stać się dalej. Czekam na kolejne rozdziały.
    Pozdrawiam Zuzka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, mi też ten czas naprawdę szybko zleciał, jedynie gdy patrzyłam na datę dodania rozdziału to sobie uświadamiałam i im dłużej to wszystko trwało, dostawałam dużego kopa w tyłek. :D Dalsze rozdziały... mam nadzieję, że będą się pojawiać w miarę regularnie, chociaż widać jak to ze mną jest. Tym bardziej, że zaczęłam chodzić do szkoły średniej, więc i obowiązków więcej. Ale się staram!
      Miło mi, że Ci się podoba!
      Pozdrawiam gorąco w ten zimny dzień!
      E.

      Usuń
  2. Świetne! Uczucia Dracona świetnie opisane. Czułam jego ból, kiedy musiał zrozumieć ze musi opuścić Hermione, a spotkania Teo i Herm - miód malinka. Czekam na next i zapraszam do mnie jeśli lubisz Dramione:

    https://zakazaneuczucie-dramione-hansy-i-inne.blogspot.com/?m=1

    Teomione xD ( na razie nic nie ma, bo został dziś stworzony, ale niedługo coś się pojawi) :

    http://nalesniki-granger-teomione.blogspot.com/?m=1

    Mój własny wymyślony parring,na który pojawi się niedlugo prolog:

    http://nil-desperandum-harry-x-nataline.blogspot.com/?m=1

    (Przepraszam, że tak późno piszę ten komentarz)

    Pozdrawiam serdecznie :)

    ~APQII

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! Kolejny rozdział dziś będzie wysłany do bety :)
      E.

      Usuń
  3. W końcu dotarłam. Droga była bardzo długa, ale dotarłam. Czuję się przytloczona tymi wydarzeniami. Śmierć, uczucia Draco(tak jak myślałam), Adopcja. Muszę ułożyć to sobie.
    Ale to nie znaczy, że mi się nie podoba. Bo to nie prawda. Bardzo podoba mi się ten rozdział, bo po pierwsze pojawił się, a po drugie trzeba było przejść ten moment i dowiedzieć się trochę o innych.
    Ten komentarz pewnie nie ma sensu.
    Chętnie przeczytam co będzie się działo dalej.
    Pozdrawiam,
    Re(Beca)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi, że Ci się podobał (wcale nie wiedziałam tego wcześniej, wcaaale :D)
      E.

      Usuń