1.11.15

ROZDZIAŁ 20

Tak, wiem, miała być miniaturka... Ale napisałam ją, a potem stwierdziłam, że nie nadaje się do publikacji... Stwierdziłam, że może jak trochę "poleży", będę na nią inaczej patrzyła i kiedyś się tu pojawi... A w tym czasie napisałam rozdział... I nawet mi się podoba! Standardowo trzy strony. ;) 
Następny rozdział będzie epilogiem pierwszej części! Tak więc proszę o komentarz, chociaż krótki, ale żeby był... Jest was ponad dwadzieścia (sama liczba to dla mnie komplement) ale udzielają się tylko trzy/cztery osoby... Chciałabym poznać Wasze zdanie na temat rozdziału. :)




Tydzień po bitwie
 – Panie Nott! Proszę otworzyć! – krzyknął ktoś zza drzwi, pukając w nie napastliwie.
Teodor zbiegł szybko po schodach z Grace na ręku, przed chwilą ją przebierał i…
 – O co chodzi? – spytał, widząc dwóch mężczyzn w szatach strażników z Azkabanu.
Wyższy z gości spiorunował go wzrokiem, po czym utkwił na chwilę spojrzenie w dziewczynce. Niższy chrząknął, czym doprowadził drugiego do porządku.
 – Z uwagi na śledztwo dotyczące śmierciożerców został pan uznany za winnego. Dotarliśmy do informacji jakoby współdziałał pan z Waldenem Macnairem, namawiał pan czarodziei do przyłączenia się do waszej organizacji. Czy to prawda?
 – Tak, ale to… – Chciał powiedzieć wszystko, chociaż jak myślał zaczynanie od ale wcale nie szło na jego korzyść. Pamiętał, że przed laty tak samo przyszli po jego ojca. I on też zaczął od ale.
 – Jeśli sam się pan przyznaje – uciął krótko, wzruszając ramionami.  Grace zrobiła nietęgą minę i Teodor wiedział co się zaraz stanie. W jej oczach pojawiły się łzy. – Rozprawa odbędzie się dwudziestego piątego października. Proszę. – Podał mu kopertę. – Nawet nie polecam próbować uciekać, ma pan na sobie namiar.

Dwa tygodnie później
Siedzieli na ganku ich domu. Wolał… wolał być pewny, że w razie c z e g o ś, w razie gdyby go zabrakło, zarówno Hermiona jak i Grace miały dach nad głową… Od razu wybrał większość pieniędzy z Gringotta, kupił dom odpowiadający jego wyobrażeniom i przekazał klucze Hermionie.
Dom był nieduży. Na parterze można było znaleźć kuchnię połączoną z salonem oraz łazienkę. Na pierwszym piętrze zaś były  pokoje – sypialnia Hermiony i Teodora, pokój Grace oraz sypialnia gościnna. Wszystko było urządzono minimalistycznie, nie mogli pozwolić sobie na nic więcej, przynajmniej ze strony Teodora. Na kupno domu wydał bardzo dużą część swoich oszczędności, nie chciał pozwolić, żeby gdyby go zamknęli kobiety jego życia nie mieli pieniędzy na życie. Napisał już stosowne oświadczenie, że w razie pójścia do więzienia cała zawartość jego skrytki będzie w posiadaniu Hermiony. Co prawda Granger co chwila przynosiła coś nowego – a to kilka nowych koców, obrazy, zastawy czy inne dekoracje – ale nie komentował tego poza spojrzeniami. Widział, że wszystko jest nowe i nie było szans na to, że były to prezenty. Nikt z przyjaciół czy znajomych nie mógł sobie na to pozwolić. Każdy po wojnie chciał wrócić do swojego domu jak najszybciej, a nie było to łatwe; większość była zrujnowana, splądrowana przez śmierciożerców, którzy niszczyli wszystko.
 – Nie mogę uwierzyć, że to już jutro – powiedział, patrząc nieobecnym wzrokiem.
 – Będzie dobrze. – Westchnęła, wstała i pogładziła go po ramieniu. – Zobaczysz. W końcu masz na nazwisko Nott i…
 – Wiem, nie przejmuj się.
Kiwnęła głową, była wyraźnie zasmucona. Usiadła na krześle obok Teodora.
 – A jeśli mnie skażą? – szepnął, przerywając ciszę jaka między nimi powstała. 
Zerknęła nerwowo na Grace śpiącą w leżaczku, a potem swoje smutne spojrzenie przeniosła na niego. Widział, że się martwi, okazywała to bardziej od niego samego, chociaż to on jutro miał stanąć przed Ministrem Magii oczekując wyroku.
 – Zobaczysz, że tak nie będzie. Nie mogą tego zrobić. Przecież nam pomagałeś! Cholera, Teo, byłeś jedną z kilkorga osób dzięki którym wygraliśmy! Powinni ci dziękować na kolanach, a nie kazać łazić po sądach!
Odkąd pamiętał nazywała go Teo. Lubił słuchać, jak się tak do niego zwraca. Gdy rozmawiali na przyjemne tematy po wymówieniu jego imienia uśmiechała się i przymykała oczy. W tamtym momencie była nerwowa, nie było co liczyć na uroczy wygląd.
 – Scrimgeur nigdy za mną nie przepadał.
 – On nie przepada za wieloma ludźmi, Teodorze. Do Draco też nie pała zbytnią sympatią, a jakoś nie próbuje wsadzić go do Azkabanu.
 – A nie wydaje ci się, że w ministerstwie nadal jest pełno ludzi Waldena? – spytał.
Ostatnio gdy byli w Ministerstwie Magii załatwiać papiery Grace ludzie, nie dość, że się na nich patrzyli, bo to można było znieść, ale wytykali ich palcami, obgadywali za plecami… Teodor udawał, że tego nie słyszy, przecież nic i tak by nie zrobił, nie chciał dawać im jakiejś satysfakcji czy coś w tym stylu… Tyle, że kilka razy padło sformowanie „zdrajca” pod jego adresem. Jak się wtedy zaczął zastanawiać…
 – To, że nie brali udziału w starciu, to nie znaczy, że nie należeli do…
 – Wiem. I myślałam nad tym po bitwie, jak już się trochę uspokoiło… – Westchnęła, przeczesując palami włosy.
Była zmęczona tym wszystkim. Wspomnieniami bitwy, bo chociaż nie uczestniczyła w niej osobiście wysłuchiwała opowieści o niej od tych, którzy mogli o tym opowiadać. Bo ludzie wracający z wojny dzielili się na dwa typy: ci, którzy mówią by zapomnieć i ci, którzy nie mogą mówić, by zapomnieć. Widziała tych wszystkich rannych, leczyła złamania, krwawienia… Była na pogrzebach tak wielu osób…
Słońce zachodziło już za horyzont, kiedy zorientowała się, że wcale nie odpowiedziała do końca Teodorowi. Musiała zasnąć, była okryta kocem, a kubków po ich kawach nie było na stoliku. Leżak Grace był pusty, pewnie obudziła się podczas jej drzemki, a Teodor zabrał ją do domu.
Wstała, składając koc i weszła do salonu. Położyła nakrycie na sofę, a wtedy usłyszała muzykę dobiegającą z góry. Znała ją, Teodor puszczał ją Grace za każdym razem kiedy miał wolną chwilę. Gdy pytała czy to coś szczególnego, mówił, że nie, chociaż widziała łzy w jego oczach gdy odwracał się w kierunku okna. Wydawało jej się, że może było to coś w rodzaju kołysanki, które puszczała mu mama. Teodor pod tym względem był bardzo symboliczny. Pamiętał z domu wszystko co było szczęśliwe, a nie było tego wiele.
 – Obudziłaś się – stwierdził, stając na szczycie schodów.
 – Nawet nie wiem kiedy zasnęłam – zaśmiała się.
 – Każdy z nas jest ostatnio zmęczony. Położyłem małą spać, zjadła trochę mleka, ale nie miała zbyt dużego apetytu. – Skrzywił się. – Może… – powiedział cicho po chwili, zbiegając po schodach. – Jeśli Grace śpi… Może weźmiesz kąpiel, a ja do ciebie dołączę? – zaproponował.
 Na jego słowa poczerwieniała, co zdarzało jej się zawsze, gdy proponował jej takie rzeczy. Śmiał się z niej, że wygląda jak burak, jego czerwony buraczek. Poczuła jak oplata ją rękoma w talii i całuje ją w czoło.
 – Kocham cię – szepnął.
Mruknęła coś w odpowiedzi, przytulając się do niego mocniej. Dziwiło go to, jak bardzo zmieniły się ich relacje w ciągu roku. Dwanaście miesięcy wcześniej szykował się do wyjazdu, potem przez pół roku się nie widzieli, wrócił i dowiedział się, ze będzie ojcem. W tamtym czasie Hermina nie chciała go znać, potem stopniowo mu wybaczała. A wtedy stał z nią, na górze spała jego córka, a on był szczęśliwy. Gdyby nie świadomość, że następnego dnia o tamtej właśnie porze będzie siedział przykuty do krzesła, odpowiadając na zadawane mu przez ministra pytania, mógłby z lekkością stwierdzić, że był najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Jednak ta myśl, że coś może się nie udać, nie pójść po jego myśli paraliżowała go od środka. Im bliżej było następnego dnia, tym Teodor robił się coraz bardziej spięty.
 – Ja ciebie też – odpowiedziała, podnosząc głowę i patrząc mu w oczy.
Pocałował ją, przypierając jej ciało do ściany. Oddała go z równą siłą, założyła ręce na jego karku, by po chwili jej zgrabne palce powędrowały do guzików koszuli.

Kiedy kilka godzin później Hermiona leżała w łóżku objęta przez miarowo oddychającego Teodora wyobrażała sobie jak będzie wyglądał następny dzień.
Grace spała spokojnie w swoim pokoju, co jakiś czas wzdychając lub głośniej wzbierając powietrze. Hermiona wiedziała o tym, dzięki elektrycznej niani stojącej na szafce przy łóżku. W sypialni Grace stała lampka nocna, w której był mikrofon. Jeśli córka by się obudziła Hermiona natychmiast by o tym wiedziała. Teodor na początku był przeciwny temu mugolskiemu wynalazkowi. Twierdził, że może i niektóre z nich są przydatne, bo mieszkali w zwykłej, niemagicznej dzielnicy i nie chcieli zbytnio rzucać się w oczy. W końcu jednak gdy Hermiona użyła siły perswazji zgodził się na to i na inne przedmioty, które Granger uważała za niezbędne. Wychowała się w mugolskim domu, to chyba nic dziwnego, że jest nauczona korzystać z takich rzeczy.

 – Śpij – powiedział zaspanym głosem. – Wszystko będzie dobrze, ale musisz się wyspać.


+ zapraszam do nowej ankiety :)

2 komentarze:

  1. Zadziwiasz mnie, takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam, byle tylko nie zamknęli Teodora. Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Proszę nie zamykaj Teo w Azkabanie! 😂
    Nie mogę się doczekać nowego rozdziału ❤
    Marysia ♥

    OdpowiedzUsuń