Następny rozdział? Nie mam pojęcia kiedy. Zaraz rozpoczyna się rok szkolny, obowiązki i godziny spędzone nad książkami na pewno ograniczą mój wolny czas... Mam nadzieję, że nie wrócimy do co trzytygodniowych spotkań, wydaje mi się, że to zbyt duża przerwa... Jeśli już coś mi zaświta w głowie i będę miała trochę przerwy od książek i zeszytów, na pewno będę pisać i publikować jak najszybciej.
Rozdział wyszedł mi... w porównaniu z poprzednimi jest naprawdę długi. No i co jeszcze do rozdziału? Dużo w nim słodyczy, serio, to wszystko można by podzielić na dwa rozdziały, a i wtedy byłoby za dużo słodkich słówek, tego wszystkiego... Dobra, nic nie mówię, sami przeczytacie.
No i jakby nie patrzeć zbliżamy się do epilogu pierwszej części. Będzie jeszcze druga, a może i trzecia jak będziecie chcieli. Ale to się zobaczy. Na początku zakładałam, że będzie to cud, jeśli wyrobię się do końca 2016 roku. Jednak jak teraz na to patrzę, to wydaje mi się, że do stycznia/lutego drugą część też zakończę.
Dużo tych wiadomości. No nic, zapraszam do czytania...
Przygotowania
do urodzin Harry’ego szły pełną parą. Była to swego rodzaju odskocznia od
niechybnie zbliżającej się bitwy. Wszystkich zaangażowano i nie wiedziano jakim
cudem Potter jeszcze nic nie wiedział. Całość działa się pod jego nosem, ale on
i tak nic nie podejrzewał. Wystarczyło, że Ginny lub Hermiona zajęły go przez
kilka godzin, a reszta miała dostatecznie dużo czasu aby zorganizować całość.
Blaise razem z Teodorem byli odpowiedzialni za alkohol i napoje, Andromeda
Tonks i Molly Weasley przygotowywały menu i listy potrzebnego jedzenia do
sporządzenia potraw, George, Ron i chłopcy z rocznika Harry’ego zajmowali się
salą, kobiety przygotowywały atrakcje a Hermiona i Ginny nadzorowały wszystko.
Trzydziestego
lipca wszystko było już gotowe. Składniki na potrawy znajdowały się w kuchni, a
Andromeda, Molly i Apolline Delacour gotowały już od rana. Alkohol stał w jednym ze
składzików. Sala została już przystrojona, a zaklęcie na nią rzucone, ukrywało
wszystkie ozdoby.
Następnego
dnia Harry obudził się w bardzo dobrym humorze. Tamtego dnia kończył już
dwadzieścia pięć lat, niby dużo, ale Harry’emu wydawało się, że to i tak
niewiele. Był zadowolony ze swojego życia. Skończył Hogwart, przeżył
siedemnaście lat wraz z Voldemortem czyhającym na jego życie, wziął ślub z
najwspanialszą kobietą jaką spotkał i posiadał najlepszych przyjaciół. Jeden
fakt, który go nie zadowalał, to to, że nie mógł mieć dzieci. Gdy się o tym
dowiedział, mało się nie załamał. Wydawało mu się, że nie jest mężczyzną. Nie w
pełni. Na początku myślał, że Ginny będzie traktowała go inaczej. Gorzej. Stwierdzi, że po co jej taki facet jak on, skoro
nawet nie potrafiłby podarować jej dziecka. Przyjęła to dobrze, lepiej niż się
spodziewał, ale on wiedział swoje. Oddalił się od niej i zaczął szukać kogoś na
boku. Pomimo, że Pansy była bardzo seksowna a Susan czarująca, to nie było to.
To nie była Ginny.
Zszedł
na dół. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Ludzie mijali go bez słowa lub
witali się z nim szybko, zajęci swoimi sprawami. Wzruszył ramionami; widocznie zaprzątali
swoje głowy myślą o zbliżającej się bitwie tak bardzo, że zapomnieli o jego
urodzinach. Trudno się mówi… Właściwie to czego on oczekiwał? Tego, że gdy
wstanie, zastanie wszystkich członków zakonu zebranych w jadalni z wielkim
tortem i śpiewających mu Sto lat?
***
Tamtego
dnia Hermiona obudziła się dość późno; zbyt późno, jak sobie tłumaczyła. Nawet
nie chciało się jej wstawać. Leżała na swoim miękkim łóżku okryta jedynie kocem
(ostatnimi czasy noce były bardzo ciepłe), wiatr z uchylonego okna delikatnie
dmuchał jej twarz, a ręka otulająca ją w tali gładziła jej brzuch. Czuła oddech
Teodora na swojej szyi, był miarowy i spokojny, więc wiedziała, że spał, a
gładził ją odruchowo. Kiedyś też mu się to zdarzało i kiedy się budził,
Hermiona śmiała się z niego. Potem przeczesywała jego włosy palcami, całowała w
policzek, wstawała z łóżka i podążała do łazienki. Teodor zawsze szedł za nią.
Każdy z
ich znajomych uśmiechał się na widok tego, jak bardzo się kochają. Podobno to
było strasznie widoczne i wręcz emanowali miłością.
–
Jesteście specyficzni – powiedział pewnego razu Harry. Uśmiechnął się i
pogładził ją po ramieniu. Teodor, który stał dalej i nie słyszał ich rozmowy,
spojrzał pytająco na Hermionę.
–
To znaczy? – spytała, nie bardzo wiedząc co może kryć się pod słowem
„specyficzni”.
–
Bardzo zżyci, bardziej od kogokolwiek innego. Nie znam żadnej innej pary,
serio. – Westchnął i popatrzył na Ginny. – Ja i ona to co innego.
Hermiona zmarszyła brwi i ponowiła
pytanie.
–
Kocham ją, wiem to. I wiem też, że ona mnie kocha, ale… Nie wiem. Czuje coś
takiego, jakbyśmy byli ze sobą razem bardziej dlatego, że tak należy. Każdy
tego od nas oczekuje. No wiesz, ślubu, dzieci… Paparazzi nie dają nam spokoju,
codziennie w proroku jest jakaś wzmianka na nasz temat… A wy… Wy jesteście
idealni. Pasujecie do siebie, rozumiecie się bez słów…
Hermiona jeszcze przez jakiś czas
słuchała monologu Harry’ego. Na koniec nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się
w jego stronę.
Patrząc
z perspektywy czasu, pomimo wszystko to co się stało, relacje Hermiony i
Teodora prawie się nie zmieniły. Tak przynajmniej sądziła Granger. Pomimo tego
pogorszenia, które miało miejsce na początku czerwca, jego wyjazdu i powrotu… teraz
było podobnie jak prawie rok temu.
Teodor
zamruczał i przyciągnął ją do siebie. Wiedziała, że robił to nieświadomie,
normalnie by na coś takiego sobie nie pozwolił. Zaraz się obudzi i wszystko
będzie normalne.
Obrócił
ją w swoją stronę i uśmiechnął się.
– Dzień dobry… – mruknął przeciągle.
Zachichotała. – No co?
– Znowu to robiłeś, wiesz? – spytała,
przejeżdżając palcami po jego włosach. Uniósł brew w zdziwieniu, po chwili
przypominając sobie ich codzienny rytuał.
– Tak? – udał zaskoczonego. – A pamiętasz może
co jeszcze robiłaś codziennie rano? – Patrzył jej odważnie w oczy, choć widać
było w nich nutę niepewności, jak gdyby bał się (nadal!) odrzucenia.
Pochyliła
się nad nim i pocałowała szybko w policzek. Zarumienił się delikatnie, takiego lubiła
go oglądać. Przytulił ją mocniej do siebie i pocałował w czubek głowy.
– Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
Nie
odpowiedziała nic, chociaż łzy wzruszenia w jej oczach były idealną
odpowiedzią.
***
Ginny
już od samego rana biegała po całym instytucie i dopinała wszystko na ostatni
guzik. Miała wielką nadzieję, że to co wszyscy razem przygotowali, spodoba się
Harry’emu. Nie można było tu mówić o jakiejś małej uroczystości, nie, chociaż z
rozmachem też nie było to przygotowane.
Szczerze
powiedziawszy nie wiedziała co ma mu dać, bo, jakby nie patrzeć, wszystko już
miał. Książki o Quidditchu lub o zaklęciach (bardzo przydatne w tamtym czasie)
dostawał zawsze, jaka by nie była okazja. Najnowsza miotła, którą dostał na
ostatnie święta, leżała nieużywana od kilku miesięcy w rogu ich sypialni. W
końcu zdecydowała się na bardzo drogą whisky, za którą dała prawie połowę
swojej miesięcznej pensji. Trunek został wyprodukowany prawie sto lat wstecz i
już od dawna widziała, jak Harry rozglądał się za nią po sklepach. Gdy zobaczył
ile kosztowała, pokręcił głową, chociaż widziała w jego oczach zawód. Wydawało
jej się, że był to idealny prezent.
Kiedy w
końcu pozwoliła sobie na śniadanie, do stołówki wszedł Harry. Uśmiechnęła się w
jego stronę i pomachała mu. Nie mogła się wydać, nie mogła wykonać żadnego
gestu, który mógłby ich wydać.
– Cześć, kochanie – powiedział jej mąż i
siadając obok niej, pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się w jego stronę i
obróciła głowę, zauważając w jego oczach smutek. Na pewno był zawiedzony;
wydawało mu się, że nikt nie pamięta o jego urodzinach…
***
Teodor
razem z Draco i Blaisem tuż po dziesiątej sprawdził, czy żadnego alkoholu nie
brakuje i czy w ogóle jest go wystarczająco dużo. Miało go starczyć na kilka
godzin dobrej zabawy dla całego zakonu,
a było to naprawdę dużo osób. Trunków jednak nie brakowało i Nott był
prawie pewny, że jeśli dobrze pójdzie, kilkanaście butelek jeszcze zostanie.
Zainwestowali
w ponad dwieście Kremowych Piw, piętnaście zgrzewek Ognistej Whisky, trzydzieści butelek szampana i kilkanaście
dobrych jakościowo win. Trzeba było jednak przyznać, że budżet zakonu nie
ucierpiał ani trochę. Mieli znajomości i kilka wytwórni alkoholu, których
właściciele byli członkami Zakonu Feniksa, zrealizowało zamówienia bardzo
szybko i nawet nie chciało słyszeć o zapłacie.
– To co? Mamy wolne? – spytał Blaise, kiedy
wyszli ze składziku (uprzednio rozglądając się,
czy w zasięgu wzroku nie ma solenizanta).
Draco
spojrzał na niego wesoło.
– Niby tak – powiedział. – Ale po obiedzie
trzeba będzie pomóc wszystko rozstawić.
Blaise
zgrzytnął zębami.
– A no tak… A już myślałem, że do imprezy mamy
wolne… – Westchnął i zmierzchwił swoje włosy. – Ale jest dopiero dziesiąta…
Może pójdziemy się czegoś napić?
– Zabini, właśnie, jest dziesiąta. D z i e s i
ą t a. Popadasz w alkoholizm, czy jak?
– Nie, no co ty. Po prostu mam ochotę na
jakieś piwko czy ognistą.
– Zabini, nie. Nachlasz się na imprezie.
Blaise
zrobił smutną minę, założył ręce na piersi i westchnął.
– DOBRA.
Kiedy
Draco wraz z Teodorem i obrażonym Blaisem wyszedł na podwórko, przypomniało się
mu pierwsze spotkanie chętnych do walki. Spotkali się pod wielkim dębem,
stojącym na środku polany. Przyszło o wiele więcej osób niżby się spodziewał. Poćwiczyli
kilka dość łatwych zaklęć; chciał sprawdzić kto na jakim jest poziomie; a potem
porozdzielał ich na grupy. I od tego czasu z grupą najbardziej zaawansowaną
spotykał się raz w tygodniu, w czwartki, z średnią dwa razy, we wtorki i
piątki, a z najgorszą (chociaż nigdy na głos tego nie powiedział) trzy razy w
tygodniu, w poniedziałki i środy. Patrząc z perspektywy czasu (chociaż minęły
dwa tygodnie) szło im coraz lepiej. Każdy zrobił jakieś postępy, nie ważne czy
duże czy małe, ale zrobił. Draco był naprawdę z siebie dumny, a Astoria jeszcze
cudowniej na niego patrzyła. Nie chodziło o to, że robił to tylko na pokaz, czy
po to aby przypodobać się żonie, nie. Chciał, aby zakon wygrał.
***
Godzina
dwudziesta nastała zanim każdy się obejrzał. Członkowie Zakonu Feniksa już od
kilku minut czekali w ciemnej jadalni, z której poznikały wszystkie stoły, a
pojawiły się cztero lub sześcioosobowe stoliki. Hermiona stała niedaleko drzwi,
czekając na Ginny, która miała przyprowadzić Harry’ego. Teodor obejmował ją
ramieniem, Draco i Astoria stali po przeciwnej stronie i uśmiechali się do
niej, Pansy natomiast stała trochę dalej, niby była wesoła, ale Hermionie coś
nie grało. Parkison rozglądała się co chwila, masowała ramiona; Hermiona już od
dawna wiedziała, że Pansy robi tak, gdy czuje się niekomfortowo.
Drzwi
otworzyły się, Hermiona widziała, jak zdezorientowany Harry obraca głowę to w
jedną to w drugą stronę.
– NIESPODZIANKA! – wykrzyknęli wszyscy, kiedy
tylko światła się zapaliły.
Harry
otworzył szerzej oczy, niedowierzając. W ich kącikach zebrały się łzy, Hermiona
widziała to nawet z takiej odległości. Kiedy jedna łza popłynęła po policzku
Pottera, starł ją wierzchem dłoni i uśmiechnął się od ucha do ucha.
– Myślałem już, że nikt nie pamiętał –
powiedział żartobliwie. Ludzie parsknęli śmiechem, niektórzy myśleli sobie, jak
można nie pamiętać o urodzinach tego, który wybawił od klęski cały ich świat.
Wszyscy
zaczęli do niego podchodzić, składać mu życzenia i dawać prezenty, ale kiedy
nadszedł czas Teodora i Hermiony, kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Umówiła
się wraz z Nottem, (a raczej to on to zaproponował) że razem kupią mu wieczne
pióro, którego tusz nigdy się nie kończył. Był to spory wydatek, więc Granger z
ochotą się zgodziła. I właśnie kiedy stali przed nim, a Teodor wręczył Harry’emu
podarek, nie potrafiła nic powiedzieć. Słowa uwięzły jej w gardle, a życzenia,
które sobie wcześniej ułożyła, poszły w niepamięć. Stała przed nim, uśmiechając
się. Gdy Harry zobaczył w jej oczach ledwo dostrzegalne łzy, westchnął.
– Chodź tu – powiedział i zagarnął ją w swoje
ramiona. Przytuliła się do niego i szepnęła do ucha:
– Wszystkiego najlepszego, Harry.
– Dziękuję – mruknął.
– Wiesz, że miałam nawet przyszykowaną mowę? –
zaśmiała się. – Przeżyliśmy wiele lat razem, Harry, piętnaście lat się
przyjaźnimy. Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, naprawdę w ogień bym za tobą skoczyła.
Kocham cię jak brata i doskonale wiesz, że prawie każdą twoją decyzję
akceptuję, ale… Nie spieprz swojego małżeństwa, proszę, bez względu na pobudki.
Wiem, że kochasz Ginny, ona kocha ciebie… a to, że zdarzają się pewne
komplikacje… to nie zmienia faktu, że nie powinieneś tego spieprzyć, Harry.
– Wiem, już przeprosiłem Ginny. Naprawdę ją
kocham, Hermiono. I dziękuję – powiedział i odsunął ją od siebie. Uśmiechał się
i był jej wdzięczny, widziała to. Harry’ego zawsze przekonywały jej krótkie
monologi, tak było i w tym przypadku.
Została
objęta przez Teodora już jakiś czas temu, stał za nią, wyczuwała każdy jego
oddech. Pochyliła głowę do tyłu i oparła ją o jego ramię. Zaczął kołysać nimi w
rytm muzyki, która trwała nieprzerwanie od kilku godzin. Kiedy zamknęła oczy,
westchnął.
– Jesteś już zmęczona – stwierdził.
Mruknęła
w odpowiedzi. Szczerze powiedziawszy nie musiała nic mówić, bo on to wiedział.
– Jeśli chcesz, możemy iść na górę.
– Nie – szepnęła. – Chcę się jeszcze… pobawić.
Właściwie
to na urodzinach Harry’ego nie robiła nic. Bolały ją nogi i kręgosłup, była
cała opuchnięta, przyszła, co najbardziej ją zdenerwowało, w dresie, bo nic
innego nie było tak wygodne. Siedziała albo, gdy jeszcze dawała radę, stała,
patrząc na bawiących się znajomych. A Teodor obok niej. Wiele razy mówiła mu,
że jeśli ma ochotę, może pójść zatańczyć z Pansy czy kimkolwiek innym lub
pogadać z Draco lub Blaisem, napić się… Ale on mówił nie i nie miała tak naprawdę nic do gadania.
– Jak chcesz – mruknął.
Po
jakimś czasie prawie zasnęła na stojąco, kiedy tak stali kilka metrów od
bawiących się ludzi. Teodor ścisnął ją mocniej, by po chwili powiedzieć
stanowczo:
– Koniec tego dobrego. Idziemy spać, widzę, że
jesteś zmęczona.
Kiwnęła
posłusznie głową, nie miała siły oponować. Kiedy po drodze do wyjścia spotkali
Harry’ego wraz z Ginny, Teodor opowiedział im, jak to Hermiona jest zmęczona.
– To zrozumiałe, dobranoc Hermiono. – Harry
uśmiechnął się w jej stronę.
Godzinę
później Hermiona leżała już w swoim łóżku. Była już po prysznicu, który właśnie
brał Teodor. Po chwili wyszedł w spodniach od dresu i skierował się w stronę
drzwi.
– Idziesz do siebie? – spytała.
– Tak. Chyba, że…
– Zostań, proszę – szepnęła.
Nott
szybko wszedł pod kołdrę tuż za nią i przytulił ją do siebie.
– Dobranoc, Hermiono. – Pocałował ją w głowę.
– Dobranoc, Teodorze.
Tamtej
nocy Hermionie śnił się wyjazd na Hawaje, na którym to była z Teodorem ponad
rok temu, chociaż był wzbogacony o jedną osobę, a mianowicie o małą Grace.
Miała brązowe loczki, piwne oczy i uśmiech po Teodorze.
Następnego
dnia Hermionę obudziło kopnięcie Grace. Przez połowę dnia chodziła z uśmiechem
na ustach, a jeszcze dłużej pamiętała zeszło nocny sen.
REKLAMA
Jakbyście mieli ochotę wziąć udział w jakimś konkursie literackim czy zasiąść w jury, a może po prostu coś poczytać, znaleźć jakieś blogi, to zapraszam do Katalogu Granger, gdzie jestem jedną z administratorek. :)
O Boże świetne! *-*
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję! :D
UsuńNo witam, witam!
OdpowiedzUsuń" Pomimo, że Pansy była bardzo seksowna a Susan czarująca, to nie było to." - Tym zdaniem rozpieprzyłaś moje marzenia o Hansy. : C
Ja też byłam w górach, piękne i męczące :D
Super impreza, sama bym na taką poszła. Co nie zmienia faktu, że mam focha za tamto zdanie... No wiem, nie mam prawa cię zmuszać do tego Hansy, ale po prostu... uuuuchhh, niech Ginny zginie na tej pierdzielonej wojnie!.... <- tak, wiem, jestem okrutna.
Mimo wszystko super, mam nadzieję, że wygrają wojnę z Waldenem!
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam na nowy rozdział ccccc;;;;
Buziaki i weny!
Hariet
PS Na pewno uda ci się z tymi częściami :) Napiszesz nawet więcej niż trzy, bo piszesz świetnie ;*
Hariet!
Nie od razu rozpieprzyłam... Przecież zawsze można coś wymyślić! Chociaż Hansy jako związek na dłuższą metę w tym opowiadaniu mówię stanowcze "nie", jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Zobaczysz co będzie się działo za kilka rozdziałów! :D
UsuńImpreza jak impreza, zwykłe urodziny :D
Tu nawet nie chodzi o to, czy dam radę, czy napiszę, ale te dwie będą na 100% bo opowiadają o Hermionie i Teodorze. A trzecia... hm, o kimś innym, ale bardzo im bliskim ;D
Dziękuję bardzo! ;)
Pozdrawiam,
E.
Oczywiście rozdział przeczytałam już tak dawno temu, a komentarza jak nie było, tak dopiero teraz się pojawia. Bardzo Cię za to przepraszam, jestem okropnym leniem...
OdpowiedzUsuńRozdział jest naprawdę wspaniały! Nie spodziewałam się, że opiszesz w nim urodziny Harry'ego, więc jestem mile zaskoczona. I w ogóle... relacja Teodora i Hermiony sprawia, że się rozpływam, no naprawdę, aż ciepło się robi na sercu. :c W ogóle troska Notta jest wyjątkowa, naprawdę się troszczy o Granger i małą Grace! Kochane. Mogę o nich czytać i czytać i czytać...
Czekam na kolejny rozdział!
M.
Kto tu jest większym leniem, M? Ja nadal zwlekam z dodaniem komentarza u ciebie... i nawet nie mam dobrej wymówki...
UsuńUrodziny Harry'ego to był dość dobry moment na kolejne zbliżenie się Hermiony i Teodora, więc je opisałam. Cieszę się, że ci się podoba, naprawdę. No i Teodor... Mam nadzieję, że wykreuję go na tak dobrego mężczyznę i ojca jak tylko można.
Do następnnego! c;
E.
Jak zawsze, przeszłaś samą siebie tym rozdziałem! Jest tak słodko i ten...<33
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! ;D
Usuń