25.8.15

ROZDZIAŁ 14

Już jakiś czas temu wróciłam z gór, potem prawie tydzień byłam u przyjaciółki i... serio nie miałam ani grama czasu, żeby pisać. Ale kiedy tylko byłam w domu (i akurat wena we mnie gościła) pisałam ile wlezie... A ten rozdział jest tego wynikiem. 
Następny rozdział? Nie mam pojęcia kiedy. Zaraz rozpoczyna się rok szkolny, obowiązki i godziny spędzone nad książkami na pewno ograniczą mój wolny czas... Mam nadzieję, że nie wrócimy do co trzytygodniowych spotkań, wydaje mi się, że to zbyt duża przerwa... Jeśli już coś mi zaświta w głowie i będę miała trochę przerwy od książek i zeszytów, na pewno będę pisać i publikować jak najszybciej.
Rozdział wyszedł mi... w porównaniu z poprzednimi jest naprawdę długi. No i co jeszcze do rozdziału? Dużo w nim słodyczy, serio, to wszystko można by podzielić na dwa rozdziały, a i wtedy byłoby za dużo słodkich słówek, tego wszystkiego... Dobra, nic nie mówię, sami przeczytacie.
No i jakby nie patrzeć zbliżamy się do epilogu pierwszej części. Będzie jeszcze druga, a może i trzecia jak będziecie chcieli. Ale to się zobaczy. Na początku zakładałam, że będzie to cud, jeśli wyrobię się do końca 2016 roku. Jednak jak teraz na to patrzę, to wydaje mi się, że do stycznia/lutego drugą część też zakończę.
Dużo tych wiadomości. No nic, zapraszam do czytania... 





Przygotowania do urodzin Harry’ego szły pełną parą. Była to swego rodzaju odskocznia od niechybnie zbliżającej się bitwy. Wszystkich zaangażowano i nie wiedziano jakim cudem Potter jeszcze nic nie wiedział. Całość działa się pod jego nosem, ale on i tak nic nie podejrzewał. Wystarczyło, że Ginny lub Hermiona zajęły go przez kilka godzin, a reszta miała dostatecznie dużo czasu aby zorganizować całość. Blaise razem z Teodorem byli odpowiedzialni za alkohol i napoje, Andromeda Tonks i Molly Weasley przygotowywały menu i listy potrzebnego jedzenia do sporządzenia potraw, George, Ron i chłopcy z rocznika Harry’ego zajmowali się salą, kobiety przygotowywały atrakcje a Hermiona i Ginny nadzorowały wszystko.
Trzydziestego lipca wszystko było już gotowe. Składniki na potrawy znajdowały się w kuchni, a Andromeda, Molly i Apolline Delacour gotowały  już od rana. Alkohol stał w jednym ze składzików. Sala została już przystrojona, a zaklęcie na nią rzucone, ukrywało wszystkie ozdoby.
Następnego dnia Harry obudził się w bardzo dobrym humorze. Tamtego dnia kończył już dwadzieścia pięć lat, niby dużo, ale Harry’emu wydawało się, że to i tak niewiele. Był zadowolony ze swojego życia. Skończył Hogwart, przeżył siedemnaście lat wraz z Voldemortem czyhającym na jego życie, wziął ślub z najwspanialszą kobietą jaką spotkał i posiadał najlepszych przyjaciół. Jeden fakt, który go nie zadowalał, to to, że nie mógł mieć dzieci. Gdy się o tym dowiedział, mało się nie załamał. Wydawało mu się, że nie jest mężczyzną. Nie w pełni. Na początku myślał, że Ginny będzie traktowała go inaczej. Gorzej. Stwierdzi, że po co jej taki facet jak on, skoro nawet nie potrafiłby podarować jej dziecka. Przyjęła to dobrze, lepiej niż się spodziewał, ale on wiedział swoje. Oddalił się od niej i zaczął szukać kogoś na boku. Pomimo, że Pansy była bardzo seksowna a Susan czarująca, to nie było to. To nie była Ginny.
Zszedł na dół. Wszystko wyglądało tak jak zwykle. Ludzie mijali go bez słowa lub witali się z nim szybko, zajęci swoimi sprawami. Wzruszył ramionami; widocznie zaprzątali swoje głowy myślą o zbliżającej się bitwie tak bardzo, że zapomnieli o jego urodzinach. Trudno się mówi… Właściwie to czego on oczekiwał? Tego, że gdy wstanie, zastanie wszystkich członków zakonu zebranych w jadalni z wielkim tortem i śpiewających mu Sto lat?
***
Tamtego dnia Hermiona obudziła się dość późno; zbyt późno, jak sobie tłumaczyła. Nawet nie chciało się jej wstawać. Leżała na swoim miękkim łóżku okryta jedynie kocem (ostatnimi czasy noce były bardzo ciepłe), wiatr z uchylonego okna delikatnie dmuchał jej twarz, a ręka otulająca ją w tali gładziła jej brzuch. Czuła oddech Teodora na swojej szyi, był miarowy i spokojny, więc wiedziała, że spał, a gładził ją odruchowo. Kiedyś też mu się to zdarzało i kiedy się budził, Hermiona śmiała się z niego. Potem przeczesywała jego włosy palcami, całowała w policzek, wstawała z łóżka i podążała do łazienki. Teodor zawsze szedł za nią.
Każdy z ich znajomych uśmiechał się na widok tego, jak bardzo się kochają. Podobno to było strasznie widoczne i wręcz emanowali miłością.
 – Jesteście specyficzni – powiedział pewnego razu Harry. Uśmiechnął się i pogładził ją po ramieniu. Teodor, który stał dalej i nie słyszał ich rozmowy, spojrzał pytająco na Hermionę.
 – To znaczy? – spytała, nie bardzo wiedząc co może kryć się pod słowem „specyficzni”.
 – Bardzo zżyci, bardziej od kogokolwiek innego. Nie znam żadnej innej pary, serio. – Westchnął i popatrzył na Ginny. – Ja i ona to co innego.
Hermiona zmarszyła brwi i ponowiła pytanie.
 – Kocham ją, wiem to. I wiem też, że ona mnie kocha, ale… Nie wiem. Czuje coś takiego, jakbyśmy byli ze sobą razem bardziej dlatego, że tak należy. Każdy tego od nas oczekuje. No wiesz, ślubu, dzieci… Paparazzi nie dają nam spokoju, codziennie w proroku jest jakaś wzmianka na nasz temat… A wy… Wy jesteście idealni. Pasujecie do siebie, rozumiecie się bez słów…
Hermiona jeszcze przez jakiś czas słuchała monologu Harry’ego. Na koniec nic nie powiedziała, tylko uśmiechnęła się w jego stronę.
Patrząc z perspektywy czasu, pomimo wszystko to co się stało, relacje Hermiony i Teodora prawie się nie zmieniły. Tak przynajmniej sądziła Granger. Pomimo tego pogorszenia, które miało miejsce na początku czerwca, jego wyjazdu i powrotu… teraz było podobnie jak prawie rok temu.
Teodor zamruczał i przyciągnął ją do siebie. Wiedziała, że robił to nieświadomie, normalnie by na coś takiego sobie nie pozwolił. Zaraz się obudzi i wszystko będzie normalne.
Obrócił ją w swoją stronę i uśmiechnął się.
 – Dzień dobry… – mruknął przeciągle. Zachichotała. – No co?
 – Znowu to robiłeś, wiesz? – spytała, przejeżdżając palcami po jego włosach. Uniósł brew w zdziwieniu, po chwili przypominając sobie ich codzienny rytuał.
 – Tak? – udał zaskoczonego. – A pamiętasz może co jeszcze robiłaś codziennie rano? – Patrzył jej odważnie w oczy, choć widać było w nich nutę niepewności, jak gdyby bał się (nadal!) odrzucenia.
Pochyliła się nad nim i pocałowała szybko w policzek. Zarumienił się delikatnie, takiego lubiła go oglądać. Przytulił ją mocniej do siebie i pocałował w czubek głowy.
 – Kocham cię. Naprawdę cię kocham.
Nie odpowiedziała nic, chociaż łzy wzruszenia w jej oczach były idealną odpowiedzią.
***
Ginny już od samego rana biegała po całym instytucie i dopinała wszystko na ostatni guzik. Miała wielką nadzieję, że to co wszyscy razem przygotowali, spodoba się Harry’emu. Nie można było tu mówić o jakiejś małej uroczystości, nie, chociaż z rozmachem też nie było to przygotowane.
Szczerze powiedziawszy nie wiedziała co ma mu dać, bo, jakby nie patrzeć, wszystko już miał. Książki o Quidditchu lub o zaklęciach (bardzo przydatne w tamtym czasie) dostawał zawsze, jaka by nie była okazja. Najnowsza miotła, którą dostał na ostatnie święta, leżała nieużywana od kilku miesięcy w rogu ich sypialni. W końcu zdecydowała się na bardzo drogą whisky, za którą dała prawie połowę swojej miesięcznej pensji. Trunek został wyprodukowany prawie sto lat wstecz i już od dawna widziała, jak Harry rozglądał się za nią po sklepach. Gdy zobaczył ile kosztowała, pokręcił głową, chociaż widziała w jego oczach zawód. Wydawało jej się, że był to idealny prezent.
Kiedy w końcu pozwoliła sobie na śniadanie, do stołówki wszedł Harry. Uśmiechnęła się w jego stronę i pomachała mu. Nie mogła się wydać, nie mogła wykonać żadnego gestu, który mógłby ich wydać.
 – Cześć, kochanie – powiedział jej mąż i siadając obok niej, pocałował ją w policzek. Uśmiechnęła się w jego stronę i obróciła głowę, zauważając w jego oczach smutek. Na pewno był zawiedzony; wydawało mu się, że nikt nie pamięta o jego urodzinach…
***
Teodor razem z Draco i Blaisem tuż po dziesiątej sprawdził, czy żadnego alkoholu nie brakuje i czy w ogóle jest go wystarczająco dużo. Miało go starczyć na kilka godzin dobrej zabawy dla całego zakonu,  a było to naprawdę dużo osób. Trunków jednak nie brakowało i Nott był prawie pewny, że jeśli dobrze pójdzie, kilkanaście butelek jeszcze zostanie.
Zainwestowali w ponad dwieście Kremowych Piw, piętnaście zgrzewek Ognistej Whisky,  trzydzieści butelek szampana i kilkanaście dobrych jakościowo win. Trzeba było jednak przyznać, że budżet zakonu nie ucierpiał ani trochę. Mieli znajomości i kilka wytwórni alkoholu, których właściciele byli członkami Zakonu Feniksa, zrealizowało zamówienia bardzo szybko i nawet nie chciało słyszeć o zapłacie.
 – To co? Mamy wolne? – spytał Blaise, kiedy wyszli ze składziku (uprzednio rozglądając się,  czy w zasięgu wzroku nie ma solenizanta).
Draco spojrzał na niego wesoło.
 – Niby tak – powiedział. – Ale po obiedzie trzeba będzie pomóc wszystko rozstawić.
Blaise zgrzytnął zębami.
 – A no tak… A już myślałem, że do imprezy mamy wolne… – Westchnął i zmierzchwił swoje włosy. – Ale jest dopiero dziesiąta… Może pójdziemy się czegoś napić?
 – Zabini, właśnie, jest dziesiąta. D z i e s i ą t a. Popadasz w alkoholizm, czy jak?
 – Nie, no co ty. Po prostu mam ochotę na jakieś piwko czy ognistą.
 – Zabini, nie. Nachlasz się na imprezie.
Blaise zrobił smutną minę, założył ręce na piersi i westchnął.
 – DOBRA.
Kiedy Draco wraz z Teodorem i obrażonym Blaisem wyszedł na podwórko, przypomniało się mu pierwsze spotkanie chętnych do walki. Spotkali się pod wielkim dębem, stojącym na środku polany. Przyszło o wiele więcej osób niżby się spodziewał. Poćwiczyli kilka dość łatwych zaklęć; chciał sprawdzić kto na jakim jest poziomie; a potem porozdzielał ich na grupy. I od tego czasu z grupą najbardziej zaawansowaną spotykał się raz w tygodniu, w czwartki, z średnią dwa razy, we wtorki i piątki, a z najgorszą (chociaż nigdy na głos tego nie powiedział) trzy razy w tygodniu, w poniedziałki i środy. Patrząc z perspektywy czasu (chociaż minęły dwa tygodnie) szło im coraz lepiej. Każdy zrobił jakieś postępy, nie ważne czy duże czy małe, ale zrobił. Draco był naprawdę z siebie dumny, a Astoria jeszcze cudowniej na niego patrzyła. Nie chodziło o to, że robił to tylko na pokaz, czy po to aby przypodobać się żonie, nie. Chciał, aby zakon wygrał.
***
Godzina dwudziesta nastała zanim każdy się obejrzał. Członkowie Zakonu Feniksa już od kilku minut czekali w ciemnej jadalni, z której poznikały wszystkie stoły, a pojawiły się cztero lub sześcioosobowe stoliki. Hermiona stała niedaleko drzwi, czekając na Ginny, która miała przyprowadzić Harry’ego. Teodor obejmował ją ramieniem, Draco i Astoria stali po przeciwnej stronie i uśmiechali się do niej, Pansy natomiast stała trochę dalej, niby była wesoła, ale Hermionie coś nie grało. Parkison rozglądała się co chwila, masowała ramiona; Hermiona już od dawna wiedziała, że Pansy robi tak, gdy czuje się niekomfortowo.
Drzwi otworzyły się, Hermiona widziała, jak zdezorientowany Harry obraca głowę to w jedną to w drugą stronę.
 – NIESPODZIANKA! – wykrzyknęli wszyscy, kiedy tylko światła się zapaliły.
Harry otworzył szerzej oczy, niedowierzając. W ich kącikach zebrały się łzy, Hermiona widziała to nawet z takiej odległości. Kiedy jedna łza popłynęła po policzku Pottera, starł ją wierzchem dłoni i uśmiechnął się od ucha do ucha.
 – Myślałem już, że nikt nie pamiętał – powiedział żartobliwie. Ludzie parsknęli śmiechem, niektórzy myśleli sobie, jak można nie pamiętać o urodzinach tego, który wybawił od klęski cały ich świat.
Wszyscy zaczęli do niego podchodzić, składać mu życzenia i dawać prezenty, ale kiedy nadszedł czas Teodora i Hermiony, kobieta nie wiedziała co powiedzieć. Umówiła się wraz z Nottem, (a raczej to on to zaproponował) że razem kupią mu wieczne pióro, którego tusz nigdy się nie kończył. Był to spory wydatek, więc Granger z ochotą się zgodziła. I właśnie kiedy stali przed nim, a Teodor wręczył Harry’emu podarek, nie potrafiła nic powiedzieć. Słowa uwięzły jej w gardle, a życzenia, które sobie wcześniej ułożyła, poszły w niepamięć. Stała przed nim, uśmiechając się. Gdy Harry zobaczył w jej oczach ledwo dostrzegalne łzy, westchnął.
 – Chodź tu – powiedział i zagarnął ją w swoje ramiona. Przytuliła się do niego i szepnęła do ucha:
 – Wszystkiego najlepszego, Harry.
 – Dziękuję – mruknął.
 – Wiesz, że miałam nawet przyszykowaną mowę? – zaśmiała się. – Przeżyliśmy wiele lat razem, Harry, piętnaście lat się przyjaźnimy. Chciałabym dla ciebie jak najlepiej, naprawdę w ogień bym za tobą skoczyła. Kocham cię jak brata i doskonale wiesz, że prawie każdą twoją decyzję akceptuję, ale… Nie spieprz swojego małżeństwa, proszę, bez względu na pobudki. Wiem, że kochasz Ginny, ona kocha ciebie… a to, że zdarzają się pewne komplikacje… to nie zmienia faktu, że nie powinieneś tego spieprzyć, Harry.
 – Wiem, już przeprosiłem Ginny. Naprawdę ją kocham, Hermiono. I dziękuję – powiedział i odsunął ją od siebie. Uśmiechał się i był jej wdzięczny, widziała to. Harry’ego zawsze przekonywały jej krótkie monologi, tak było i w tym przypadku.

Została objęta przez Teodora już jakiś czas temu, stał za nią, wyczuwała każdy jego oddech. Pochyliła głowę do tyłu i oparła ją o jego ramię. Zaczął kołysać nimi w rytm muzyki, która trwała nieprzerwanie od kilku godzin. Kiedy zamknęła oczy, westchnął.
 – Jesteś już zmęczona – stwierdził.
Mruknęła w odpowiedzi. Szczerze powiedziawszy nie musiała nic mówić, bo on to wiedział.
 – Jeśli chcesz, możemy iść na górę.
 – Nie – szepnęła. – Chcę się jeszcze… pobawić.
Właściwie to na urodzinach Harry’ego nie robiła nic. Bolały ją nogi i kręgosłup, była cała opuchnięta, przyszła, co najbardziej ją zdenerwowało, w dresie, bo nic innego nie było tak wygodne. Siedziała albo, gdy jeszcze dawała radę, stała, patrząc na bawiących się znajomych. A Teodor obok niej. Wiele razy mówiła mu, że jeśli ma ochotę, może pójść zatańczyć z Pansy czy kimkolwiek innym lub pogadać z Draco lub Blaisem, napić się… Ale on mówił nie i nie miała tak naprawdę nic do gadania.
 – Jak chcesz – mruknął.
Po jakimś czasie prawie zasnęła na stojąco, kiedy tak stali kilka metrów od bawiących się ludzi. Teodor ścisnął ją mocniej, by po chwili powiedzieć stanowczo:
 – Koniec tego dobrego. Idziemy spać, widzę, że jesteś zmęczona.
Kiwnęła posłusznie głową, nie miała siły oponować. Kiedy po drodze do wyjścia spotkali Harry’ego wraz z Ginny, Teodor opowiedział im, jak to Hermiona jest zmęczona.
 – To zrozumiałe, dobranoc Hermiono. – Harry uśmiechnął się w jej stronę.

Godzinę później Hermiona leżała już w swoim łóżku. Była już po prysznicu, który właśnie brał Teodor. Po chwili wyszedł w spodniach od dresu i skierował się w stronę drzwi.
 – Idziesz do siebie? – spytała.
 – Tak. Chyba, że…
 – Zostań, proszę – szepnęła.
Nott szybko wszedł pod kołdrę tuż za nią i przytulił ją do siebie.
 – Dobranoc, Hermiono. – Pocałował ją w głowę.
 – Dobranoc, Teodorze.
Tamtej nocy Hermionie śnił się wyjazd na Hawaje, na którym to była z Teodorem ponad rok temu, chociaż był wzbogacony o jedną osobę, a mianowicie o małą Grace. Miała brązowe loczki, piwne oczy i uśmiech po Teodorze.

Następnego dnia Hermionę obudziło kopnięcie Grace. Przez połowę dnia chodziła z uśmiechem na ustach, a jeszcze dłużej pamiętała zeszło nocny sen.

REKLAMA

Jakbyście mieli ochotę wziąć udział w jakimś konkursie literackim czy zasiąść w jury, a może po prostu coś poczytać, znaleźć jakieś blogi, to zapraszam do Katalogu Granger, gdzie jestem jedną z administratorek. :)

8 komentarzy:

  1. No witam, witam!
    " Pomimo, że Pansy była bardzo seksowna a Susan czarująca, to nie było to." - Tym zdaniem rozpieprzyłaś moje marzenia o Hansy. : C
    Ja też byłam w górach, piękne i męczące :D
    Super impreza, sama bym na taką poszła. Co nie zmienia faktu, że mam focha za tamto zdanie... No wiem, nie mam prawa cię zmuszać do tego Hansy, ale po prostu... uuuuchhh, niech Ginny zginie na tej pierdzielonej wojnie!.... <- tak, wiem, jestem okrutna.
    Mimo wszystko super, mam nadzieję, że wygrają wojnę z Waldenem!

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam na nowy rozdział ccccc;;;;


    Buziaki i weny!
    Hariet


    PS Na pewno uda ci się z tymi częściami :) Napiszesz nawet więcej niż trzy, bo piszesz świetnie ;*
    Hariet!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie od razu rozpieprzyłam... Przecież zawsze można coś wymyślić! Chociaż Hansy jako związek na dłuższą metę w tym opowiadaniu mówię stanowcze "nie", jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa. Zobaczysz co będzie się działo za kilka rozdziałów! :D
      Impreza jak impreza, zwykłe urodziny :D
      Tu nawet nie chodzi o to, czy dam radę, czy napiszę, ale te dwie będą na 100% bo opowiadają o Hermionie i Teodorze. A trzecia... hm, o kimś innym, ale bardzo im bliskim ;D
      Dziękuję bardzo! ;)
      Pozdrawiam,
      E.

      Usuń
  2. Oczywiście rozdział przeczytałam już tak dawno temu, a komentarza jak nie było, tak dopiero teraz się pojawia. Bardzo Cię za to przepraszam, jestem okropnym leniem...
    Rozdział jest naprawdę wspaniały! Nie spodziewałam się, że opiszesz w nim urodziny Harry'ego, więc jestem mile zaskoczona. I w ogóle... relacja Teodora i Hermiony sprawia, że się rozpływam, no naprawdę, aż ciepło się robi na sercu. :c W ogóle troska Notta jest wyjątkowa, naprawdę się troszczy o Granger i małą Grace! Kochane. Mogę o nich czytać i czytać i czytać...
    Czekam na kolejny rozdział!

    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kto tu jest większym leniem, M? Ja nadal zwlekam z dodaniem komentarza u ciebie... i nawet nie mam dobrej wymówki...
      Urodziny Harry'ego to był dość dobry moment na kolejne zbliżenie się Hermiony i Teodora, więc je opisałam. Cieszę się, że ci się podoba, naprawdę. No i Teodor... Mam nadzieję, że wykreuję go na tak dobrego mężczyznę i ojca jak tylko można.
      Do następnnego! c;
      E.

      Usuń
  3. Jak zawsze, przeszłaś samą siebie tym rozdziałem! Jest tak słodko i ten...<33

    OdpowiedzUsuń