15.7.15

ROZDZIAŁ 11

Jeszcze tydzień temu narzekałam na zbyt duże temperatury a teraz bez parasola z domu nie można się ruszyć. Cudownie, prawda?



Hermiona patrzyła oniemiała w Malfoya (pomimo wszystko jeszcze długo nie będzie mogła myśleć i mówić o nim jak o Draco). Przeprosił ją, dobra, ale przecież było widać, że Astoria go do tego zmusiła. Chociaż… Widok jego twarzy, oczu, patrzących na nią z bólem, pokorą… Nie wiedziała czemu, ale wydawało jej się, że on naprawdę żałuje. Przez chwilę pomyślała, że to po prostu gra, tyle razy grał przed Voldemortem, więc byle Granger nie była dla niego przeszkodą. Potem się otrząsnęła. Nie mógłby. Nie mógłby być takim chamem, żeby teraz okłamywać. Może i nie mówił tego, bo chciał, ale… nie kłamał. Prawdopodobnie była naiwna, ale każdy zasługuje na drugą szansę…
 – Więc już wszystko jest dobrze? – Astoria popatrzyła na swojego męża i Hermionę z błyskiem w oku.
 – Jest? – Malfoy spojrzał na Hermionę wyczekująco.
 – Wybaczyłam ci, ale przecież nie staniemy się przyjaciółmi tylko dlatego.
 – Wiem przecież… – mruknął po czym uśmiechnął się do kogoś za Hermioną. – Cześć, Nott!
 – Cześć! Zgadnijcie kto zamieszkał w instytucie – powiedział, biorąc dłoń Hermiony w swoją. Kobieta zesztywniała na chwilę, ale kiedy Teodor spojrzał na nią pytająco, kiwnęła głową.
 – Znając ciebie to pewnie ktoś, kogo albo nie znamy albo się go tu nie spodziewamy. – Draco wziął na ręce Scorpiusa, który do tej pory kręcił mu się koło nóg.
 – Zgadłeś! – wykrzyknął. – Pansy od dzisiaj tutaj mieszka.
 – Co? – Astoria wyraźnie była zaskoczona. – To wspaniale! Chodź, Hermiono, pójdziemy ją odwiedzić, na pewno się nudzi. – Wzięła od męża syna i razem z Granger odeszły powoli w stronę budynku.
Teodor stał przez chwile w ciszy.
 – Jest jakiś konkretny powód dlaczego ją tutaj ściągnąłeś? Bo w to, że przyszła tu z własnej woli raczej nie uwierzę.
 – Pojechałem ją dziś odwiedzić, już dawno się z nią nie widziałem.
Teodor opowiedział przyjacielowi o spotkaniu z Pansy, o tym, że John ją zostawił (Draco w tamtym momencie zacisnął mocno szczęki, jakby musiał się od czegoś powstrzymać), o tym, czemu zwolnili ją z pracy… Opowiedział mu o wszystkim.
 – Zawsze wiedziałem, że Pansy jest silna – skomentował Malfoy. – Ale skoro teraz zajmują się nią dziewczyny, to może masz ochotę na Ognistą Whisky?
***
 – Cześć, Pansy – powiedział Harry, uśmiechając się. Stał oparty o futrynę jej pokoju a w dłoniach trzymał plik dokumentów.
 – Cześć, wchodź. – Gestem dłoni zaprosiła go do środka. – Przyszedłeś w jakimś konkretnym celu?
Popatrzył na nią zdziwiony, jakby oczekiwał od niej innej reakcji, po czym zreflektował się:
 – Tak… Pracowałaś w ministerstwie, prawda? – Pansy kiwnęła głową. – A więc znasz się na papierkowej robocie?
 – To jakiś przytyk?
 – Skądże… Po prostu pomyślałem sobie, że… Hermiona nie jest już w stanie się tym zajmować, chodzi o sprowadzanie do instytutu jedzenia i chemii… i szukam kogoś, kto mógłby się tym zająć… Wydaje mi się, że jesteś odpowiednią osobą.
Ponownie rzuciła mu zaskoczone spojrzenie; patrzył na nią znacząco, z b y t znacząco. Nie mogła sobie darować, że ubrała się tak, jak się ubrała; była pewna, że krótka sukienka wystarczająco rozpraszała Pottera. Nie chciała tego. Po pierwsze nie miała zamiaru pakować się w nic z żonatymi mężczyznami, po drugie Potter w żaden sposób jej nie pociągał a po trzecie… zbyt mało czasu minęło od rozstania z Johnem. John pozostawił ją samą, był nadal gojącą się raną, nie potrafiła ot tak o nim zapomnieć.
 – Oczywiście. Nie chciałabym tu siedzieć jak piąte koło u wozu… – Wyjęła z jego rąk papiery i przyglądając się nim, powiedziała: – Jeśli to wszystko, chciałabym zostać sama. W razie jakichś wątpliwości skontaktuję się z tobą albo Ginny. Myślę, że twoja ż o n a także jest kompetentną osobą.
 – Ginny? Oh, tak, oczywiście.
Kiedy zamknęły się za nim drzwi, odetchnęła. Dała radę, nie wskoczyła pierwszemu lepszemu do łóżka, nie zaciągnęła kogokolwiek do sypialni, tak, jak zwykle, kiedy miała jakieś problemy, coś nie układało się po jej myśli. Była z siebie dumna. Robiła się coraz silniejsza.
Gdy ponownie ktoś zapukał do jej pokoju, wkurzyła się. Pomyślała, że jeśli to był Potter, to niech lepiej uważa a najlepiej zwiewa. Już nie ręczyła za siebie. Okazało się, że była to Astoria ze Scorpiusem… Pansy popatrzyła za ramię pani Malfoy i nie mogła uwierzyć. W odległości kilku kroków stała Granger. Nigdy nie darzyły się zbytnią sympatią, co tu dużo ukrywać, w ogóle się nie lubiły, więc… A ona patrzyła się na nią z uśmiechem, tak, jakby od zawsze były przyjaciółkami.
 – Pomyślałyśmy, że się nudzisz i przyda ci się towarzystwo – powiedziała Astoria, wchodząc do pokoju i ciągnąc za sobą Hermionę.
Pansy uniosła brew ku górze. Na pewno one pomyślały? Była pewna, że był to pomysł Astorii. Granger pewnie w ogóle jeszcze nie wiedziała, że Pansy mieszka w instytucie. No, chyba że Teo się wygadał. Tak, to było prawdopodobne.
 – Siadajcie. Astoria, znając ciebie, mocna kawa, bo nie karmisz już Scora, co nie? Dla ciebie, Granger, obowiązkowo sok. Kobietom w ciąży nie wolno pić zbyt dużo herbaty a co w ogóle mówić o kawie… Więc jaki? Pomarańczowy może być? Scor, niech zgadnę, pewnie chcesz trochę coli? Wydaje mi się, że mama nie pozwoli… Hm, może nektar z banana, piłam przed chwilą i był bardzo smaczny…
***
Tedoror, Draco i Blaise siedzieli na kanapie w jednym z salonów.
 – Gdzie jest ten Potter? Naprawdę, skombinowanie odrobiny alkoholu wykracza poza jego możliwości? – Blaise mamrotał pod nosem jeszcze jakiś czas, a z każdą chwilą jego słowa były bardziej niecenzuralne.
 – Daj spokój, Zabini. Tobie już chyba wystarczy.
 – No co ty! Ja się dopiero rozkręcam!
 – Właśnie widzę – powiedział Harry, zamykając drzwi nogą. W dłoniach trzymał kilkanaście butelek Ognistej Whisky i Kremowego Piwa. 
 – Czemu nie było cię tak długo?
 – Teleportowałem się do Hogsmeade…
 – CO? Czy tutaj nie ma nawet whisky?
 – Nie trzymamy alkoholu w instytucie.
 – To po cholerę byłeś aż w Hogsmeade? Na Pokątnej też jest dużo barów – jęczał Malfoy, wystawiając rękę po napój.
 – Aberforth ostatnio ma bardzo dobrego dostawcę. – Harry zaczął rozdawać butelki.
 – Dumbledore?
 – No. Poza tym chciał trochę informacji na temat co się dzieje. No i powiedział mi co nie co o tym, co sam zauważył…
 – Przecież nikt nie wykonuje żadnych ruchów… – Draco upił łyk Kremowego Piwa.
 – Chodzi o to, że nam się tak wydaje.
***
Była już przebrana w piżamę, kiedy ktoś zapukał donośnie do jej drzwi. Westchnęła; była naprawdę zmęczona, Pansy i Astoria bardzo ją wymęczyły tego dnia. Marzyła tylko o tym, żeby położyć się do łóżka i zasnąć. Gdy pociągnęła za klamkę, zobaczyła Teodora. Miał roztrzepane włosy, oczy wydawały się niewyraźne a on sam ledwo trzymał się na nogach.
 – Jesteś pijany – mruknęła, wzięła go pod ramię, zaciągnęła do sofy i popchnęła na nią. – Z kim piłeś?
 – Draco zaproponował whisky, potem przeszedł Blaise… Potter sprawdzał co się dzieje i został, Weasley też się zaplątał.
 – To ciekawie mieliście. Przynajmniej wiem, że nie ma nikogo, kto pomógłby mi odprowadzić cię do twojego pokoju.
 – Ale po co? – jęknął. – Przecież tu jest dobrze…
 – Jak dla kogo.
 – Kocham cię, wiesz?
 – Gdybyś nie był napity, bardziej uważałbyś na słowa?
 – Ale ja tylko mówię ci co myślę. Zawsze cię kochałem. Kocham cię od siódmej klasy.
 – Gdybyś kochał, nie odszedłbyś.
 – A ty znowu o tym – warknął i ułożył się wygodniej na kanapie. – Możemy dokończyć tą rozmowę rano? Chce mi się spać.
 – Jasne.
Tej nocy, pomimo zmęczenia, Hermiona nie mogła usnąć. Wsłuchiwała się w odgłos oddechu Teodora, myślała nad jego słowami. Na dłużej zatrzymała się przy tym momencie, w którym powiedział, że kocha ją od siódmej klasy. Czy to mogło być możliwe? Na ostatnim roku spędzała z nim bardzo dużo czasu, fakt… Ale potem ich drogi się rozeszli, spotkali się dopiero po kilku latach. Nikt, kto kocha drugą osobę, nie zachowałby się tak, nie dałby odejść. A gdyby tylko poprosił, już wtedy, była pewna, że by została.
***
Nigdy nie wierzył, że wszystko co zaplanował, pójdzie tak łatwo. Na początku, tak, to było najgorsze, musiał wmówić swoim kolegom, że to on jest najodpowiedniejszym zastępcą Czarnego Pana. Potem poszło gładko; wkręcenie we wszystko Seeleya i dzięki niemu zdobywanie informacji o Potterze i jego przyjaciołach, wysłanie Teodora na misję tylko dlatego, że zauważył, że jego związek ze szlamą robi się coraz poważniejszy, a w końcu stwierdzenie, że akurat ten numer trzeba zabić. Każdą swoją ofiarę nazywał liczbą. Może i było to odrobinę… dziwne, ale jemu to nie przeszkadzało. Lubił porządek. A numer sto dwadzieścia osiem był groźnym przeciwnikiem, choć może o tym nie wiedział. Trzeba było go wyeliminować jak najszybciej, zanim wszyscy dowiedzą się o jego sile. Miał już plan i do tego ponownie potrzebował Seeleya. Był blisko więc mógł zbliżyć się jeszcze bardziej, co za problem? Ufał, że kto jak kto, ale Tom da radę i spełni jego oczekiwania. Walden był tego pewien.

3 komentarze:

  1. Widzę, że Walden coraz bardziej wkręca się w bycie totalnym szaleńcem. Ofiary z numerkami? Sam Lord Voldemort by się cofnął. Phi, porządek. Też mi coś. Jak ucinał głowy zwierzętom, to jakoś nie dbał czy jego brzydką twarz obleje strużka krwi, a tu nagle perfekcyjna pani domu, Walden Mcnair. XD. Super rozdział. Nie lubię Hinny, w tym opowiadaniu przynajmniej. Wydaje mi się, że Harry nie pasuje do siostry Rona, tylko do Pansy. Tak, wiem: znowu o tym samym xd
    To wyznanie Teodora... Co z tego, że po pijaku? Ja jestem skłonna uwierzyć mu na 1000 %. Scor jest słodziaśny *.* U ciebie bardzo lubię Astorię, czego nie mogę powiedzieć o jej książkowej i dramionowej wersji. U ciebie jest naprawdę ciekawą osobą - jedną z moich ulubionych postaci. Lubię, gdy Harry, Ron, Draco, Blaise i Teodor się przyjaźnią, to moje ulubione męskie postacie, dlatego zdradzę ci, że u mnie w opowiadaniu Nott również się pojawi, co więcej, stanie się główną postacią. Odbiegam od tematu.
    Kurczę - ogółem super, nie mogę się przyczepić do niczego!
    Nie, czekaj, jednak mogę:
    Za krótko. Urwałaś w ciekawym momencie, dlaczego mi to robisz?!
    Hah.
    Dobra, nie męczę.
    U ciebie deszcz? U mnie bardzo przyjemnie - słońce świeci, nie za mocno, ale jednak. Jest lekki, ciepły wiaterek. Ogólnie jest bardzo przyjemnie. W sam raz :))

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cię w wolnej chwili cc;;

    Weny i żeby słońce wreszcie u ciebie wyszło :D
    Hariet

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział bardzo mi się spodobał! Mimo że króciutki, był bardzo wciągający i nie zauważyłam, gdy skończyłam go czytać. Cieszę się, że wkręciłaś do opowiadania Pansy, chociaż w mojej głowie zapaliła się ostrzegawcza lampka, gdy Harry na nią spoglądał tym wzrokiem. Jestem strasznie ciekawa co planujesz! Ach i to wyznanie Notta - żyć, nie umierać. Ciekawe czy kolejnego dnia będzie podtrzymywał to, co powiedział; ja jestem pewna, że tak. :) Cóż jeszcze? Walden jest kompletnie szajbnięty, naprawdę... Żeby numerować swoje ofiary? To już chore. Kto jest numerem sto dwadzieścia osiem? Chyba, że o tym wspominałaś, a ja jak zwykle to przeoczyłam, jak to ja. :D
    W każdym bądź razie - czekam na kolejny rozdział!
    U mnie deszcz już nie pada, wyszło słonko, ale nadal super ciepło nie jest. Zaczynam tęsknić za tym upałem, szczególnie że za tydzień mam wyjeżdżać nad morze...

    Pozdrawiam,
    M.

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział jest cudowny! Tak jaki i całe opowiadanie! Kocham je! Mimo, że piszę Dramione zakochałam się w Teomione. Bohaterowie są świetnie przedstawieni. Ciąża Hermiony jest cudowna <3 Teodor taki opiekuńczy. A Draco Malfoy zmienił się przy żonie i dziecku. Naprawdę świetne opowiadanko. A jeszcze ten strach o życie. Wojna nigdy jeszcze nie ustała. Czeka na coś nowego (rozdział).
    Pozdrawiam,
    Beca

    OdpowiedzUsuń