Przychodzę ze świeżo napisanym rozdziałem! Za jakiekolwiek błędy przepraszam, wrzucam go tylko i wyłącznie dlatego, że wypadł mi niespodziewany wyjazd nad jezioro (chyba nie tylko mi doskwiera te codzienne 30 stopni, prawda?) i zwyczajnie nie będę miała dostępu do internetu na laptopie przez cały tydzień.
Poza tym, rozumiem, są wakacje, ale... Jeśli każdy kto czyta ten rozdział, mógłby napisać cokolwiek... Nie zmuszam Was do komentowania rozdziału, może napiszecie właśnie, jak mijają wam wakacje? Siedzicie w domu czy gdzieś wyjeżdżacie?
Ostatnimi
czasy, a w szczególności kiedy Hermiona leżała w szpitalu, Teodor nie narzekał
na brak wolnego czasu. Najbardziej podejrzane było to, że Macnair nie wezwał go
ani razu od momentu, kiedy dowiedział się o dziecku. Czyżby stracił do niego
zaufanie? Na to nie mógł sobie pozwolić, ponieważ cały misterny plan Pottera
poszedłby gdzie pieprz rośnie. Musiał być jak najbliżej Waldena, być jego prawą
ręką, dowiadywać się nawet najmniej istotnych informacji, nie mówiąc już o tych
najważniejszych. Musiał być w centrum uwagi, skupiać wokół siebie cały narybek
śmierciożerców, musiał stać się przyjacielem, powiernikiem każdego, czy to z
niższej czy najwyższej rangi.
Wtedy,
siedząc w gabinecie Pottera, cieszył się, że to właśnie tą drogę wybrał. Nie
chodziło tu o posługę u Czarnego Pana, nie, tego będzie żałował do końca życia,
ale… Był szczęśliwy i uznawał przejście na tą lepszą, jasną stronę jako jedną z
najlepszych decyzji jakie w życiu podjął.
– Ej, Teo – mruknął Blaise, stukając
papierosem o popielniczkę. – Właściwie to w Moskwie są jakieś ładne kobiety?
Oczy
Harry’ego i Draco skierowały się w jego stronę. Teodor pokręcił z
niedowierzeniem głową. Czy Zabini naprawdę miał go za takiego głupca?
– Nie wiem.
– Jak to nie
wiesz. Przecież…
– Nie wiem – powtórzył, patrząc na przyjaciela
wściekle.
– Chcesz powiedzieć, że będąc tam, ani razu
nie uprawiałeś…
– Nie zdradziłem Hermiony. Nigdy bym tego nie
zrobił – warknął.
– Jesteś idiotą.
Potter
patrzył na niego w osłupieniu, Malfoy posłał w jego stronę dumne spojrzenie.
– Wcale nie jest, Blaise – odezwał się Draco.
– On ją po prostu kocha. Wiesz, takie uczucie, którego ty nigdy nie
doświadczyłeś.
– Nie gadaj głupstw, Draco. Ostatnio spotkałem
taką jedną i wiesz, wydaje mi się, że to jest właśnie to.
– Gdybyś mi to powiedział po raz pierwszy a
nie setny, może zrobiłoby to na mnie wrażenie, naprawdę – mruknął, po czym
powiedział do Notta: – Też nie zrobiłbym tego Astorii.
Kiedy
rano obudził się, trzymając Hermionę w swoich ramionach, uznał to za sen. No bo
czym sobie zasłużył na tak miły poranek?
– Dzień dobry – westchnęła, czując, jak jego
oddech przestał być miarowy a on sam nieznacznie się poruszał. – Puścisz mnie?
Chciałabym pójść do toalety.
– Och tak, jasne.
Wstała
i cicho zamknęła za sobą drzwi. Zaśmiał się cicho, szło mu coraz lepiej, może
już niedługo będą znowu razem? Chciał tego z całego serca.
Podczas
jej nieobecności zawołał skrzata i poprosił go o jakieś zdrowe śniadanie dla
dwóch osób i mocną, czarną kawę dla niego. Lubił aromat kawy, zawsze go to
uspokajało a smak napoju orzeźwiał.
To było
pewne, że kiedyś przyjdzie ktoś, kto zajmie miejsce Czarnego Pana. O tak, każdy zdawał sobie z tego sprawę. Ale…
czy to musiała być ta ofiara losu, Macnair? Podczas rządów Voldemorta nigdy nie
stał w pierwszych szeregach, nie był jego prawą ręką… ale Waldena zawsze
ciągnęło do władzy. Skurwesyn zawsze chciał rządzić.
***
Tom został
wezwany przez Macnaira z samego rana. Leżał wtedy w łóżku z Amy i, jak gdyby
nic, zapominając o wszystkim co złe, mówili o swoich marzeniach. Amy
powiedziała mu, że chciałaby wyjechać chociaż na weekend, tak dawno nigdzie nie
byli. To była prawda; będąc parą i po jego oświadczynach zwiedzali bardzo dużo.
Amy bardzo lubiła jeździć gdziekolwiek i
poznawać historię danego miejsca. Zmieniło się to po ich ślubie. Dostał awans i
spędzał więcej czasu w pracy a co za tym idzie, nawet nie mieli okazji wyjść do
restauracji od… roku.
Zebrał
szybko swoje rzeczy i po kilkunastu minutach stał już przed Waldenem,
uśmiechającym się złowieszczo. Od niedawna ten człowiek go przerażał. Już nawet
nie chodziło o to, że wymagał bardzo dużych postępów podczas małego okresu
czasu… Po prostu… na każdym spotkaniu patrzył na niego badawczym wzrokiem,
uśmiechał się kpiąco, mruczał coś pod nosem…
– Już jesteś, Tomie? To dobrze… Jak ci idzie z
Granger?
– Dopiero co wróciła ze szpitala, Waldenie.
Nie miałem okazji się do niej wybrać, pracowałem. Miałem zamiar dziś ją
odwiedzić.
– Dobrze, dobrze… A co jej właściwie było?
– Zapadła w śpiączkę na dziesięć dni. Nott
siedział przy niej cały czas, nie dało się nic zrobić… Waldenie… On ją kocha.
Macnair
skierował na niego swoje srebrzyste oczy; patrzył na Toma przez chwilę
przenikliwym wzokiem. Seeley’owi zrobiło się niedobrze.
– Wiem… Trzeba to… ukrócić. Trzeba odciąć
szlamę od Teodora… Nott to wierny człowiek, nie chcę aby byle szmata
przeciągnęła go na drugą stronę… Twoja misja nadal trwa, Tomie, nie zapominaj o
tym… Stawka jest nadal taka sama.
– Wiem, Waldenie, wiem. Mam zauroczyć Granger
sobą, mam zrobić wszystko, aby się we mnie zakochała… No i oczywiście
przyjaźnić się z Potterem i Weasley’ami… A kiedy nadejdzie czas… – Uśmiechnął
się. – Zaatakować od środka tak, aby się nie pozbierali.
– Odpowiednim momentem będzie bitwa, Tomie.
Będziesz pośród nich i będziesz walczyć przeciw nim. Kiedy zobaczą, że jeden
zdradził, przestaną sobie ufać, będą myśleć, że każdy może zdradzić. A my
wykorzystamy ich słabość, rozgromimy ich w pył… – Macnair zaśmiał się
szyderczo.
– Tak, tak, Waldenie. O to właśnie mi
chodziło.
***
Hermiona
wyszła ze swoich pokoi i udała się na dół. Poprawiła bluzę trzymaną na
przedramieniu i otworzyła drzwi instytutu. Wiatr powiał jej prosto w twarz.
Uśmiechnęła się na widok Andromedy bawiącej się razem z Tedem i kilkorgiem
innych dzieci. Astoria pomachała w jej stronę, śmiejąc się ze swojego męża,
który bawił się z Scorpiusem.
– Hermiono! Chodź tu! – zawołała ją pani
Malfoy. Uśmiechała się do niej serdecznie, więc Hermiona stwierdziła, że może
to jest właśnie czas na polepszenie ich stosunków?
– Wyglądasz już o wiele lepiej, Granger – mruknął
Draco, uciekając wzrokiem gdziekolwiek, byleby na nią nie patrzeć. Hermiona
parsknęła. – Co jest?
– Udawanie miłego ci nie wychodzi, Malfoy.
– Hermiono… pomyślałam… to znaczy
pomyśleliśmy, co nie Draco? – Spojrzała na męża wyczekująco. Ten jedynie kiwnął
głową. – Wydaje nam się, że chyba za długo trzymaliśmy urazę co do tamtych lat
w Hogwarcie. Przecież… jesteśmy już dorosłymi ludźmi, nie powinniśmy
rozpamiętywać tego, co było kiedyś, mam rację?
– Astorio – powiedziała Hermiona. – Do ciebie
nic nie mam, w Hogwarcie… Ja cię z tamtych czasów prawie nie pamiętam, nie
zwracałam na ciebie uwagi… A twój szanowny mąż… – Spojrzała na Malfoya, który
świdrował ją wzrokiem. – Chyba wie, za co powinno się przepraszać, a za co nie,
więc…
– Granger… – mruknął.
– Tak?
– Przepraszam za to wszystko – szepnął.
Uniosła brew. – Za przezwiska, za dokuczanie, no za wszystko, no…
Astoria
uśmiechnęła się na widok kobiety, która wybaczała jej mężowi. Według niej
Hermiona była bardzo silną osobą. Nie wiedziała, czy ona potrafiłaby wybaczyć
komuś, kto zrobił jej tak dużo złego co Draco Granger.
***
Teodor
zapukał do drzwi Pansy. Nie widział jej już od bardzo dawna i czuł, że tak
dłużej nie powinno być. Była jego przyjaciółką a on nawet nie odezwał się do
niej od prawie miesiąca. Może i to rozumiała, przecież prawie trwała wojna, niedługo miało mu się urodzić dziecko i miał
problemy z jego matką a do tego wszystkiego dochodził Macnair i jego próba
zawładnięcia światem czarodziejów. Cóż, Teodor nie miał lekko, ale przecież
przyjaciele to przyjaciele, oni są równie ważni.
Usłyszał
szuranie po drugiej stronie drzwi, a potem otworzyły się. Pansy wyglądała,
trzeba przyznać, tragicznie; miała nierozczesane włosy, wielkie cienie pod oczami
i rozmazany makijaż. Ubrana w dresy i koszulkę Teodora (pewnie zapomniał jej,
kiedy ostatnio u niej nocował), owinięta kocem, patrzyła na niego przez chwilę.
– Coś się stało? – powiedziała bezbarwnym
tonem.
Wtedy
zaczął się martwić. Pansy nigdy nie
była smutna, mimo wszystko. Nawet gdy wszystko się waliło, Czarny Pan ogłaszał
wojnę, ona rozśmieszała wszystkich naokoło. To było nienormalne.
– Chyba to ja powinienem zadać to pytanie. –
Wszedł do środka, zamknął za sobą drzwi i popchnął Pansy do salonu.
– Co miało się stać? Patrz, kipię radością. –
Wskazała palcem na swój pojawiający się, wymuszony uśmiech.
– Nie gadaj głupstw, Pansy, przecież widzę, że
coś się stało – powiedział i podszedł do barku; był pusty. – Co ty zrobiłaś z
całym alkoholem? Miesiąc temu szafka była pełna. P e ł n a.
– Nudziło mi się – mruknęła. Teodor uniósł
brew. Czyli musiało być bardzo źle.
– Ktoś ci coś zrobił? – Usiadł obok niej i
objął ją ramieniem. Tak jak się spodziewał, Parkinson przytuliła się do niego
mocno i zaczęła pociągać nosem.
– Pamiętasz Johna?
Pamiętał.
John Williams był bliskim przyjacielem
Pansy od kilku miesięcy. Teodorowi wydawało się, że chłopak był wystarczająco
dobry dla jego przyjaciółki i nie wtrącał się w ich sprawy.
Kiwnął
głową.
– Zostawił mnie. Dla innej.
– Przykro mi. – Zaczął ją gładzić po włosach.
– I wiesz co jeszcze? Wyrzucili mnie z pracy…
– CO?
– No tak. Pamiętasz, na moim departamencie
szefem jest młody Avery… No i zatrudnił jeszcze kilkoro śmierciożerców do pomocy. A że zaczyna się dziać to co
widzisz, sprawdzał każdego po kolei, do jakiej strony należymy. Oczywiście, że od razu głośno zadeklarowałam, że
nie chcę mieć bliżej do czynienia z takimi chujami jak oni… To mnie wywalili,
cóż…
– I od ilu tu tak siedzisz?
– A który dziś?
– Trzeci czerwiec.
– Więc półtora tygonia…
– Weź prysznic i się spakuj.
– Słucham?
– Zabieram cię do instytutu, nie ma mowy,
żebyś siedziała tu sama.
– A co na to…
– Potter? Jest jeszcze mnóstwo miejsc.
Hermiona? Jeszcze powie, że jestem wspaniałym przyjacielem, skoro się tak
zachowałem i cię nie zostawiłem. Draco? Będzie szczęśliwy, że ma cię bliżej
siebie. Astoria? W końcu będzie miała z kim pogadać. Dafne? Nie sądzę, żeby
wróciła do kraju aż do momentu, kiedy się tu uspokoi, wiesz, ten typ.
Pansy
uśmiechnęła się delikatnie, idąc do sypialni. Po godzinie była gotowa. Teleportowali
się pod bramę i chwilę później siedzieli w gabinecie Pottera.
– Naprawdę cię nie rozumiem, Teodorze, ale
skoro aż tak bardzo nalegasz…
– Sama mu to mówiłam, tyle, że Teo się uparł i…
– skwitowała Pansy. – Ja bardzo chętnie zostałabym w swoim mieszkaniu…
– Nie – przerwał jej Nott. – Jesteś moją
przyjaciółką, do cholery jasnej! Nie pozwolę, żebyś z powodu jakiegoś idioty
czy wywalenia z pracy, stoczyła się na dno!
– Przesadzasz.
– Wcale, że nie.
– Zachowujesz się, jakbyś miał dziesięć lat.
– A ty nawet nie potrafisz…
– Nott, daj spokój – powiedział Harry. –
Parkinson… Znaczy Pansy… Pokój sto dwudziesty ósmy jest do twojej dyspozycji…
A, Teodorze, zapomniałbym, pod koniec tygodnia chcę zwołać zakon… Jakieś nowe
wieści?
– Żadnych. – Skrzywił się. – Macnair nie wzywa
mnie od jakiegoś czasu.
– Wiesz, czemu?
– Nie mam pojęcia. Boję się, że ma wśród nas
szpiega oddanego tylko i wyłącznie mu.
– Masz podejrzenia, kto to mógłby być?
– Marcus – powiedział na co Pansy
wytrzeszczyła na niego oczy i ewidentnie chciała coś powiedzieć. – Tak, tak,
wiem, nasłuchałem się od Astorii… Możecie już przestać gadać o tym jaki on nie
jest wspaniały, i że nie mógłby tego zrobić? To się robi denerwujące!
– Downey? Jest teraz na misji daleko stąd, nie
ma możliwości, aby się kontaktował z Macnairem.
– Możliwości zawsze są.
– To prawda, ale…
– Podejrzewam, że to właśnie on powiedział
Macnairowi o ciąży Hermiony.
– MACNAIR WIE?! – krzyknęła Pansy.
– Tak.
– Pansy, nie chciałbym cię wypraszać, ale
chciałbym porozmawiać z Teodorem sam na sam.
– Jasne, nie ma sprawy. Więc sto dwadzieścia
osiem, mówisz?
Boże, niech ktoś zgilotynuje Mcnaira. A to wstrętny, stary, parszywy dziad! Okropne dziadzisko, doprawdy. Mam nadzieję, że pomiędzy Mioną a Teo ułoży się.. ♥
OdpowiedzUsuńA ja chcę Hansy! <33 Liczę na to, że misja Toma okaże się porażką!
http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cc;
Weny i miłego wyjazdu!
Hariet
Hariet, wydaje mi się, że zabicie czarnego (o mamo! Macnair czarnym charakterem!) charakteru nie może nastąpić już na początku historii... Hansy? Zobaczysz w następnym rozdziale!
UsuńDziękuję bardzo :D Jest miły, chociaż dziś trochę głupia pogoda, siedzimy w domku i gramy w Monopol.
Pozdrawiam,
E.
No wiem, że zabicie czarnego charakteru na początku historii jest totalnym idiotyzmem, bo byłoby nudno, ale ja go tak bardzo nie lubię, od kiedy po raz pierwszy pojawił się w książce...
UsuńPowiedzmy, że to takie mojej skryte marzenie ;33
I masz rację, pogoda głupia ;c
Po pierwsze. WYPOCZYWAJ NAD TYM JEZIOREM! Tylko błagam NIE UTOP SIĘ! Chcę znać zakończenie tej historii.
OdpowiedzUsuńA teraz. Rozdział jakiś taki dziwny. Nie wiem czemu, może za dużo wątków umieściłaś w nim. Chyba mogłabyś trochę bardziej rozwinąć wątek z przeprosinami, dla mnie to ważny moment, przełomowy. Ale chyba jest kej. Zobaczymy co będzie w kolejnym rozdziale. I chciałam jeszcze zaznaczyć, że świetnie opisujesz czarne charaktery.
Pozdrawiam
Dajana
Jak narazie się nie utopiłam, miałam tylko jedną okazję do pływania, to chyba dlatego.
UsuńMoże i jest w nim trochę dużo wątków, ale musiałam je tu umieścić, żeby cała historia ze sobą współgrała. Jeśli chodzi o przeprosiny, nie do końca wiedziałam, jak to rozegrać, ale kontynuacja tego jest w 11 rozdziale. Dla mnie też jest to dość przełomowy moment, nie zostawiłabym tak tego. Czarne charaktery? Masz na myśli Waldena i Toma? Zobaczymy co będziesz mówić za kilka rozdziałów. Jeden z nich na pewno zleci ze stanowiska czarnego charakteru! :D
Pozdrawiam,
E.
No to mój apetyt na więcej wzrósł dwukrotnie! Czekam!
UsuńI cieszę się, że żyjesz :D
Pozdrawiam
Dajana
rozdział super kochana <3
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam, ale dziś nie jestem w stanie skomentować, ten upał mnie zabija ;___;
Kolejny skomam <3333 Miłego Wypoczynku :****
Rozumiem cię doskonale. Jak jest gorąco, to się nie da wytrzymać. A jak już się ochłodzi, przynajmniej u mnie, to jest jakieś 13 stopni, więc na dwór też ochoty nie ma wychodzić.
UsuńW takim razie do następnego!
Dziękuję i pozdrawiam,
E.
A mi się rozdział baaardzo podoba! Rzeczywiście dzieje się w nim dużo, ale nie czyni go to gorszym, wręcz przeciwnie - jest naprawdę ciekawy. Tom strasznie mnie irytuje, naprawdę nie mam pojęcia o co mu chodzi. Na początku, zanim okazało się, że "pracuje" dla Macnaira, był taki miły! A okazało się, że jest kłamliwą osobą o dwóch twarzach. I ma rozkochać w sobie Hermionę, hę? Ooo, nie będzie tak łatwo.
OdpowiedzUsuńPrzeprosiny Draco były specyficzne, ale pokazują, że Astoria naprawdę go zmieniła i nie jest już tym samym człowiekiem co kilka lat wstecz. Poza tym cieszę się, że Pansy dołączyła do Instytutu, podoba mi się jak wykreowałaś jej charakter. :) Czekam na kolejny rozdział!
Jak mijają mi wakacje? Na razie jedyne co robiłam to uczyłam się przepisów drogowych, na szczęście jeden stres mam już za sobą; teraz tylko przeżyć drugi, nieco większy, a będę mogła spokojnie cieszyć się wakacjami... ;)
M.
WAW
OdpowiedzUsuńRozdział jest całkiem fajny. Może i dzieje się w nim wiele, ale to nawet lepiej, czytelnik nie może narzekać na brak informacji :) Kto normalny pozwolił Macnairowi w ogóle żyć? Bardzo go nie lubię. Tom jest troszkę świrnięty, zmienny jak kobieta. Miejmy nadzieję, że nie rozkocha w sobie Hermiony. No, chyba, że przez eliksir miłosny, lub gdy swoją jedną "twarz" schowa do kieszeni. Jemu nie może się to udać z przyczyn oczywistych, mówię wam xp
OdpowiedzUsuńMalfoy i przeprosiny? Słabo w to wierzę, ale brawa dla Astorii, brawa. Pansy, Pansy... Charakterek fajny to może i ona ma, tutaj u ciebie.
Mi wakacje mijają w spokoju, wodzie i imprezach :D
W międzyczasie zapraszam do mnie, gdzie też znajdziesz min. Teomione :D
http://jeden-gest-harryolivia.blogspot.com/
April
Bardzo dziękujemy za umieszczenie naszej sondy na blogu ♥. W podziękowaniu dajemy bannerek: klik. Starałam się, aby kolorystycznie pasowała do szablonu głównego.
OdpowiedzUsuń