2.7.15

ROZDZIAŁ 9

Jak mijają wakacje? Mi osobiście te kilka dni zleciało bardzo szybko, a spędziłam je tylko na wyjazdach z przyjaciółmi na miasto i nad morze.
Rozdziału dziesiątego możecie spodziewać się trochę szybciej, ale nic nie obiecuję.
Chcę też zapowiedzieć, że w wakacje rozdziały będą pojawiały się nieregularnie, w miarę jak i moich możliwości, jak i tego, czy będą przygotowane.



Hermiona włożyła do torby ostatnią bluzkę i zamknęła ją na suwak.
 – Na pewno dobrze się czujesz? – odezwał się Teodor, biorąc torbę w dłoń.
 – Na pewno. – Westchnęła.
 – A może jednak chcesz zostać tu jeszcze kilka dni? Dobrze by wam to zrobiło.
Odkąd obudziła się ze śpiączki, jeszcze trzy tygodnie spędziła w Mungu, aby medycy mogli nadzorować ją i rozwijanie się dziecka. Bo choć nadal nie znali przyczyny śpiączki, mówili że już jest wszystko dobrze. Sądzili, że może to być przyczyna jakiejś klątwy, którą Hermiona oberwała w czasie bitwy, ale były to tylko spekulacje. Grace rozwijała się dobrze i za niecałe dwa miesiące powinna przyjść na świat, Hermiona też czuła się coraz lepiej.
 – Teodorze – mruknęła.
Miała już dosyć białych, sterylnych pomieszczeń, których było tu pełno.
 – No dobrze. – Uśmiechnął się i otworzył przed nią drzwi na korytarz. – W takim razie zajdziemy jeszcze do doktora Harrisa i wracamy do instytutu.
Przechodząc przez korytarz, nie mówili nic. Cisza wcale nie była niewygodna, przeciwnie, wydawało się, że jej potrzebowali. Teodor w pewnym momencie objął ją wolną ręką w pasie. Hermiona nie skomentowała tego, bo co miała powiedzieć? Podczas snu uświadomiła sobie w końcu, że naprawdę kocha Notta. Poza tym,  jego dotyk na jej ciele bardzo się jej podobał. Był delikatny, czuły, z odrobiną obawy, że za chwilę strzepnie jego rękę i zrobi awanturę.
Teodor puścił ją i zapukał kilka razy do drzwi gabinetu doktora, a po usłyszeniu zaproszenia, weszli.
 – Dzień dobry, doktorze.
 – Witam panno Granger, panie Nott. – Doktor wstał i uścisnął im dłonie. – Usiądźcie.
Zasiadł za biurkiem i przejrzał dokumenty, leżące przed nim.
 – Minęły trzy tygodnie od wybudzenia się pani i nie zanotowaliśmy żadnych problemów. Dobrze się pani czuje? – spytał, lekko się uśmiechając. Hermiona kiwnęła głową. – Nie ma potrzeby trzymać tu pani dłużej, poza tym pobyt wśród przyjaciół przed porodem dobrze pani zrobi.
 – Żadnych zagrożeń? – Teodor patrzył na doktora przeszywającym wzrokiem.
 – Jestem prawie pewny, że nie, ale istnieje taka minimalna możliwość. Wydaje mi się, że będzie wszystko dobrze. Bądź co bądź, szpitalny klimat na pewno nie służy pana narzeczonej.
 – Nie jestem jego…
 – Panie doktorze! – Do pomieszczenia wbiegła młodziutka pielęgniarka. – Pacjent z czwórki się obudził.
 – Już idę, idę. – Wstał, poprawiając krawat. – Chciałbym panią zobaczyć za dwa tygodnie, panno Granger. I… panie Nott? Czy coś już wiadomo w sprawie…?
Teodor pokręcił głową.
 – Nie wykonują żadnych ruchów. My też.
 – Dziękuje.
Po chwili go nie było.
 – Czyli w końcu wracamy? – spytała Hermiona, gładząc delikatnie brzuch i uśmiechając się w jego stronę.
 – Wracamy – powiedział stanowczo, chwycił ją za dłonie i teleportowali się pod bramę instytutu.
***
W wejściu zaskoczyli ich wszyscy mieszkańcy Instytutu Zakonu Feniksa. Niektórzy głośno wiwatowali, życzyli Hermionie zdrowia, pytali się, jak się czuje, czy jej nic nie potrzeba, niektórzy po prostu uśmiechali się w jej stronę. Nad ich głowami unosił się transparent głoszący: „Witamy w domu, Hermiono!”. Uśmiechnęła się na widok tego wszystkiego, porozmawiała z większością, a gdy już poszli do siebie, odetchnęła. Miała ochotę tylko i wyłącznie położyć się i odpocząć, ale wydawało się, że niegrzecznym byłoby po prostu pójście do swoich komnat.
Teodor nie odstępował jej na krok. Po wejściu odesłał jej torbę do sypialni, po czym chodził za nią jak wierny pies.
 – Idziemy? – spytała się Teodora. Ludzie właśnie rozeszli się do siebie, a ci, którzy zostali, byli zajęci rozmowami w swoich grupkach.
Gdy weszli do jej pokoi, usiadła na kanapie i przymknęła oczy.
 – Zmęczona? – Zasiadł obok niej.
Pokiwała twierdząco głową, wydychając powietrze.
 – Herbaty?
 – Poproszę. – Usiadła wygodniej, twarzą w stronę Teodora. – Wiesz, Tom mnie trochę zawiódł… – zaczęła. – Doskonale wiem, że pracuje, ma swoje życie i tak dalej… Ale przecież podczas tych wszystkich dni odwiedził mnie zaledwie pięć razy… To znaczy… wiem, że nie mogę od niego oczekiwać tego... wszystkiego, no ale…
 – Rozumiem. – Teodor oparł głowę na dłoni. – Powinnaś wiedzieć… To znaczy wiesz, że ja… Chodzi mi o to, że ja czekam. I będę czekać tak długo jak będzie trzeba. Ale to twoja i tylko twoja decyzja z kim będziesz. Ode mnie dostaniesz wszystko, co będziesz chciała. No może oprócz świętego spokoju. – Zaśmiał się.
 – Mówiłam ci już, że potrzebuję czasu, no wiesz, żeby to wszystko sobie ułożyć… Ale wiem, że czekasz.
Oboje przez chwilę nic nie mówili. Hermiona piła przeniesiony przez skrzaty napój, Teodor patrzył się na nią a uśmiech nie schodził mu z twarzy.
 – Chodź tu – powiedział nagle, unosząc ramiona w jej stronę. – Widać, że jesteś zmęczona i… Jak za dawnych czasów…
Hermiona usiadła opierając się o jego klatkę piersiową, zamknęła oczy, w końcu mogąc bezwarunkowo wdychać cudowny zapach jego perfum. Jego ręce objęły ją, masując delikatnie jej brzuch.
 – Idziemy spać? – spytał.
Odpowiedziało mu mruknięcie. Oparł brodę na jej głowie, zamknął oczy i po chwili usnął, słuchając miarowego oddechu Hermiony.
***
Amy uśmiechnęła się widząc jak jej mąż przechodzi przez furtkę, słyszała otwierane drzwi, jak wiesza płaszcz na wieszaku i zdejmuje buty, skrzypiącą podłogę pod jego stopami a potem poczuła jak jego ręce oplatają ją w pasie, całuje ją w czoło.
Wczorajszego dnia była w szpitalu u swojej przyjaciółki, która ostatnio urodziła i tam właśnie spotkała Notta. Okazał się przemiłym mężczyzną a co ważniejsze, widać było, jak zakochany był w Granger. Amy sama bardzo kochała swojego męża i nie chciała go stracić przez jakąś głupią misję. Chociaż myśl, że Tom codziennie wychodzi do Hermiony i to jej okazuje miłość, bardzo ją bolała, nie była w stanie się na niego gniewać czy być zła. Wmawiała sobie, że to tylko jego misja, próbowała nie zauważać szerokiego uśmiechu i błysku w oczach, gdy od niej wracał, próbowała nie zwracać uwagi na to, że jego koszule były przesiąknięte jej zapachem.
 – Jak było w pracy? – spytała.
 – Nudno, jak zwykle zresztą. Kings ciągle się czepia, ale nie może mi nic udowodnić i…
 – Ale Kings ma racje i doskonale o tym wiesz. Chwała Merlinowi że Macnair nie chciał ci wypalić znaku na ramieniu bo już od dawna siedziałbyś w Azkabanie.
 – Nawet mi o tym nie przypominaj.
Tego dnia, ku zdziwieniu Amy, Tom nie wyszedł do instytutu.
***
Hermiona, mając wciąż zamknięte oczy, rozkoszowała się zapachem, który tak bardzo kochała. Od zawsze lubiła wodę kolońską Teodora. Jeszcze gdy to mieszało się z zapachem skoszonej trawy i czarnej, gorzkiej kawy, którą lubił pić… Nigdy, będąc w Hogwarcie, nie sądziła, że kiedykolwiek spotka osobę, która będzie pachnieć tak samo jak jej Amortencja. Jakież było jej zdziwienie, gdy wyczuła ten zapach podczas ich pierwszej rozmowy w bibliotece. Sądziła wtedy, że to tylko omamy, że musiało jej się coś pomylić… No bo jak? Teodor Nott, były śmierciożerca, Ślizgon, jej największy konkurent, jeśli chodziło o naukę, miałby być tym jedynym? Dobre sobie. Z czasem, kiedy go coraz to bardziej poznawała, wydawało jej się, że może to nie do końca byłoby tak źle, gdyby to on miał jej towarzyszyć w życiu… Doszło do tego, że w czerwcu, kończąc siódmą klasę, była zabójczo zakochana w Teodorze. Nigdy nie była typem romantyczki, dlatego nie wierzyła, że on też odwzajemniał te uczucia. Po zakończeniu szkoły nie spotkali się przez kilka lat. Kiedy spotkali się po raz pierwszy od lat, mocniej zabiło jej serce. Był jeszcze bardziej przystojny niż kiedyś, zmężniał a jego rysy twarzy wyostrzyły się. I do tego zwrócił uwagę właśnie na nią, mając do wyboru kilkadziesiąt innych czarownic, znajdujących się wtedy w holu ministerstwa! Wtedy też dowiedziała się, że pomimo jak bardzo chciałaby uczucie do niego zagłuszyć, zgnieść i zabić, nie uda jej się. Kochała go.
Teodor poruszył się niespokojnie.
Kolejne spotkania tylko utwierdzały ją w przekonaniu, że naprawdę go kocha. Nie była jednak pewna jego uczuć co do niej. Z jednej strony był wobec niej delikatny, uszczęśliwiał ją i robił wszystko, aby tylko było jej dobrze, a z drugiej strony… Nigdy nie powiedział nic na temat, co między nimi było. W końcu nie wiedziała, czy mogła nazwać to związkiem, czy może jednak po prostu mocną przyjaźnią.
Kiedyś, już nie pamiętała dokładnie jaki był to dzień, Teodor zaprosił ją na kolację i był przy tym tak zestresowany, że aż chciało się jej śmiać. Oczywiście niczego nie podejrzewała. Już od kilku dni zachowywał się dziwnie i sądziła, że to może praca się tak na nim odbija. Tamtego dnia pocałowali się po raz pierwszy. Tamtego dnia po raz pierwszy uniosła się ponad niebo.
Ich związek, mogła to już tak nazwać, nie postępował zbyt szybko. Hermiona była uważna i za nic nie chciała się we wszystko zaangażować, aby potem, nie daj Merlinie, wszystko się popsuło. Dwa lata później zamieszkali ze sobą w domu po babce Teodora. Kiedy kolejne dwa lata później zaszła w ciąże, była w siódmym niebie. O niczym innym od pewnego czasu nie marzyła. Rzecz jasna zauważyła, że jej ukochany zachowuje się od pewnego czasu inaczej, ale wierzyła, że gdy tylko dowie się o tym, że zostanie ojcem, wszystko wróci do normy. Ale nie wróciło. W dniu, w którym miała mu o wszystkim powiedzieć, odszedł.
A teraz leżała w Instytucie Zakonu Feniksa, w objęciach ukochanego mężczyzny, nosząc pod sercem jego dziecko i wcale nie odczuwała tego wszystkiego co działo się za oknem. A działo się, tego była pewna. Wszyscy szykowali się do wojny, to było widać. Wielkimi krokami nadchodziła wojna, z której, miała nadzieję, jej najbliżsi wyjdą cało.
Tylko jedno miała sobie za złe, choć i tak nie mogłaby temu zapobiec.
Jeśli coś pójdzie źle, jaką przyszłość zafundowała swojej córce?

5 komentarzy:

  1. Eii, a czy teleportacja nie szkodzi kobietom w ciąży?
    Ugghhh, pewnie znów coś pomieszałam! Rozdział naprawdę fajny. Ta końcówka, ten PRZEDostatni akapit... rozlał wrzątek na moje serducho. Słodkie to. Hermiona jest chyba naprawdę szczęśliwa z Teodorem. Słodziaśnie ;33

    http://harrmionehariet.blogspot.com/ - zapraszam cię c;

    Pozdrawiam, H

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że teleportacja szkodzi kobietom w pierwszym trymestrze, a Hermionie zostało niecałe dwa miesiące do porodu, więc...
      Dziękuję i zapraszam na następny rozdział. :D
      E.

      Usuń
  2. O Boże świetne 😿😻 Pisz dalej błagam.
    ~Pani Black

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Rozdział następny już jest, zapraszam!
      E.

      Usuń
  3. Okej przegapiłam dwa rozdziały. Jakim cudem? Nie mam pojęcia :(
    Rozdział krótki jakoś, albo mnie się tak wydaje. Ale dużo w nim Teodora i Hermiony, co jest na plus, ładnie przedstawiłaś emocje głównej bohaterki, jej rozterki i przemyślenia. No cóż czytam rozdział 10.
    Pozdrawiam
    Dajana

    OdpowiedzUsuń