30.3.15

ROZDZIAŁ 4

Z uwagi na to, że strasznie dużymi krokami zbliża się Wielkanoc, życzę wszystkim pogodnych świąt i smacznego jajka!

Przypominam także, że dokładnie 1 maja opowiadanie zostanie przeniesione na adres uniesmy-ponad-niebo.blogspot.com



– No ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – wykrzyknęła Hermiona kiedy tylko Teodor poinformował ją o wszystkim. – Tak?!
Powiedział jej o wszystkim. Zaczynając od tego jak bardzo jest w niej zakochany, poprzez ocenianie całego ich związku i tego, jak bardzo jest szczęśliwy, wiedząc, że będzie miał z nią dziecko, kończąc na opowieści o śmierciożercach.
– Nie. – Schylił się, otaczając głowę dłońmi. – To wszystko prawda. Śmierciożercy się odrodzili a ja musiałem do nich dołączyć. Zostawiłem cię bo dostałem misję. Poza tym zabiliby mnie, ciebie, naszych przyjaciół... gdybym tego nie zrobił.
Wtedy przypomniało jej się wszystko; każde wspomnienie, każdy dzień spędzony z Teodorem na kilka miesięcy przed jego zniknięciem. Wspólna kolacja w jednej z londyńskich restauracji. Dzień spędzony – ku niezadowoleniu Hermiony – z Draconem i jego ciężarną żoną. Hermiona pytająca się czy wszystko dobrze. Każde wspólne śniadanie, obiad i kolacja. Każda wspólnie spędzona noc. A potem dzień, pochmurny i deszczowy, w którym Teodor odszedł.
– Jesteś tchórzem, Teodorze – wyszeptała, nie patrząc na niego. – Tylko i wyłącznie  tchórzem.
Wstała i wzięła do ręki torbę leżącą na ławce.
Chciała znaleźć się jak najszybciej w domu. Usłyszała jedynie wołanie Teodora lecz gdy po wyjściu z parku odwróciła się, nie zauważyła go.
Wolał przyłączyć się do śmierciożerców i zapomnieć o niej niż poszukać pomocy i stawić temu wszystkiemu czoła.
Tchórz.
***
– Hermiono! – Granger usłyszała Ginny, która właśnie weszła do jej mieszkania.
– Jestem w kuchni! – odkrzyknęła.
Ginny weszła do przestronnego pomieszczenia. Hermiona siedziała na krześle przy dużym stole. Rudowłosa podeszła do niej i złożyła na jej policzku krótkiego całusa.
– Jak tam? – zapytała pani Potter siadając po drugiej stronie blatu.
– A jak ma być? Spotkałam się z nim – wyszeptała. – Odszedł, bo śmierciożercy wrócili i zagrozili mu śmiercią. Dostał jakąś durną misję w Europie i sobie wyjechał! Rozumiesz?!
– Tak mi przykro Hermiono… Ale wiesz, dziecko powinno mieć ojca. Jaki jest, taki jest ale to jednak ojciec… – powiedziała Ginny, nalewając do szklanki wodę, którą przed chwilą jej przyjaciółka postawiła na stół.
– Wiem, Ginny, wiem.
***
Obudził ją dzwonek telefonu. Nie otwierając oczu odszukała telefon leżący na stoliku i odebrała połączenie.
– Tak, słucham? A, to ty Tom. Dobrze, dziękuję. A ty jak się czujesz? To wspaniale. Kolacja? Może być. Kiedy? Jutro jak najbardziej mi pasuje. Gdzie? Ale ja nie lubię niespodzianek... Wspaniale. To do zobaczenia, Tom. – Westchnęła i wystukała numer do swojej rudowłosej przyjaciółki.
– Hej Ginny, chcesz może do mnie wpaść? Mam problem… Nie, nie nic się nie stało. Tom zaprosił mnie na kolację i nie mam w co się ubrać. Może wyskoczymy na jakieś małe zakupy? Będziesz za pół godziny? Wspaniale, w takim razie idę się szykować. Pa, Gin. – Hermiona uśmiechnęła się do siebie.
Podeszła do szafy. Wyjęła z niej luźny, beżowy sweterek i ciemne spodnie. Na stopy założyła czarne trampki – jedne z najwygodniejszych butów. Włosy związała w koński ogon. Do torebki wrzuciła telefon, portfel oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Kiedy uznała, że jest już gotowa, przeszła do kuchni i nalała do szklanki wodę. Pijąc ją, usłyszała pukanie. Westchnęła wstając i podchodząc do drzwi.  Stukot powtórzył się lecz tym razem był bardziej natarczywy.
– Ginny, przecież wiesz, że możesz sama… – powiedziała otwierając drzwi. – Harry? Teodor? Zabini? Co wy tu…
– Nie czas na wyjaśnienia, Hermiono – powiedział szybko Harry i jak gdyby nigdy nic wszyscy weszli do środka. Blaise, jako ostatni, zamknął drzwi na klucz.
Hermiona cofnęła się o kilka kroków i zmarszczyła brwi. Co takiego się stało, że wszyscy wpadali tu i zamykali ją w jej własnym domu? Co oni sobie wyobrażają?!
Popatrzyła na trzech czarodziejów znajdujących się w jej mieszkaniu. Harry chodził w kółko po całym salonie rozmawiając cicho przez telefon. Zabini niespokojnie zaciągał wszystkie rolety jakie tylko były w mieszkaniu, przemieszczając się jakby z prędkością światła po całym parterze, co chwile rzucając jakieś zaklęcia. Najbardziej jednak zdziwiło ją zachowanie Teodora Notta. Znalazła go dopiero w swojej sypialni. Stał na przeciwko otwartej szafy i po kolei rzucał zaklęcie składające na każde ubranie i pakował je do niewielkiej torby, leżącej na jej łóżku. Nawet nie zwrócił na nią uwagi. Prychnęła ze złością i prawie od razu znalazła się przy Harrym.
– Wytłumaczysz mi co tu się dzieje, do cholery?! – wykrzyknęła z taką złością, jakiej nigdy u niej nie widzieli.
– Malfoy, zaraz do ciebie oddzwonię, okey? – Po drugiej stronie można było usłyszeć przytaknięcie. Potter włożył telefon do kieszeni spodni i spojrzał na swoją przyjaciółkę. – Usiądźmy, Hermiono.
– Oczekuję, że szybko wyjaśnisz mi co tu się takiego dzieje i czemu Nott pakuje moje rzeczy! – warknęła.
– Tylko spokojnie... – Podniósł ręce w obronnym geście. – Słyszałaś o śmierciożercach, prawda? No więc mają już dość dużo członków i zaczynają ponownie działać. Dziś rano napadli na kilka sklepów na Pokątnej, porywając obecnych tam członków Zakonu. – Kobieta siedząca na przeciw niego wydała z siebie niekontrolowany jęk i przyłożyła dłoń do ust, otwierając szeroko oczy. – Nie możemy dopuścić, aby komukolwiek jeszcze stała się krzywda…
Harry opowiedział jej o tym, że na to szykowali się już od dawna. Jedynie kilka osób było w to wtajemniczonych i to oni działali na pełnych obrotach. Nową siedzibą Zakonu miała być jakaś nikomu nieznana wyspa. Na niej wybudowali ogromny dom, Instytut, gdzie miejsca wystarczy dla około dwustu osób. Zgromadzili wiele zapasów, które mogą wystarczyć na kilka miesięcy niekomunikowania się ze światem. A to wszystko w razie czarnej godziny, która właśnie nadeszła.
– Harry, spakowałem ubrania, coś jeszcze? – odezwał się Teodor wychodząc z jej sypialni i patrząc na czarnowłosego. Jednak dostrzegając minę Pottera skierował swój wzrok na kobietę. – Hermiono, pokażesz mi co chcesz jeszcze zabrać?
 – Harry proszę cię, powiedz mi że to nie jest prawda. Proszę – spojrzała na przyjaciela.
– Przykro mi, kochana, ale taka jest prawda. Idź i weź wszystko czego będziesz potrzebować – polecił Harry.
Chcąc nie chcąc zrobiła to co kazał. Przecież to był Harry, jej kochany Harry. Bez potrzeby nie wywoływałby alarmu.
***
Nie wierzyła w to wszystko. Przecież jeszcze niedawno razem z Harrym i Ronem szukali horkruksów, potem była Bitwa, a potem.... potem po prostu szczęście. Jedna wielka fiesta. Ludzie przestali bać się wychodzić na ulice co spowodowało tłumy nie tylko na Pokątnej ale także w mugolskich dzielnicach. Mogło się wydawać, że był to koniec nieszczęść, bólu, porwań i mordów.
No właśnie, Ron. Jej przyjaciel, Ron. Nie widziała go od tak dawna… Od roku? Nie… chyba dłużej. Harry wytłumaczył jej, że Weasley dostał jakiś super kontrakt w Ministerstwie Magii Kanady i pojechał właśnie tam. Wtedy nie do końca mu wierzyła. Przecież Ronald jaki był, taki był, lecz przecież by się pożegnał. A wtedy tego nie zrobił. Sama nawet nie wiedziała kiedy dokładnie wyjechał. Była na Hawajach z Teodorem, a gdy wróciła i chciała przywitać się z przyjacielem, zastała jego mieszkanie puste. Wtedy od razu skierowała się do Harry’ego. Ten powiedział jej właśnie to o Kanadzie. Kiedy zaproponowała, aby napisać list do Ronalda, okularnik wpadł w szał a potem powiedział tak lodowatym głosem, jakiego nigdy u niego nie słyszała: „Hermiono, nie będziemy do niego pisać”.
***
Mosiężna brama broniła wejścia do posiadłości. Kiedy Harry podszedł bliżej i przyłożył do niej swoją różdżkę, ta cicho i powoli zaczęła odsłaniać to co ukrywała. Czworo osób wkroczyło na piaskową, szeroką ścieżkę prowadzącą do wielkiego, siwego budynku. Wokół niej i jak daleko sięgał wzrok, rosły małe i duże drzewa, krzewy oraz kwiaty.
– Witamy w Instytucie Zakonu Feniksa, Granger. – Blaise wyciągnął ramię w stronę domu i wskazał go.
– Wszelkie zwierzęta jak i uprawy znajdują się za domem – wyjaśnił Harry, a kobieta idąca obok niego pokiwała smutno głową.
Znowu nastały straszne czasy – pomyślała Hermiona. – A było już tak dobrze.
Czarne, metalowe drzwi broniły wejścia do budynku, lecz gdy tylko postawili stopy na ostatnim ze schodków, te zaczęły otwierać się powoli, ukazując kawałek – jak domyślała się brązowowłosa – holu.
Jak się okazało, za drzwiami rzeczywiście znajdował się korytarz. Było to bardzo duże pomieszczenie, przypominające wielkością hall Hogwartu. Stąpali po podłodze wyłożonej dębowym drewnem. Na jasnoszarych ścianach wisiało wiele wiele portretów jak i zwykłych obrazów. Poza nimi, w ścianach znajdowało się wiele dębowych drzwi. Na końcu pomieszczenia znajdowały się szerokie schody.
– Te wszystkie drzwi prowadzą do różnych pomieszczeń. Składziki, komórki, biura, spiżarnie, kilka salonów, cztery łazienki, a jadalnia jest o tam. – Harry wskazał palcem na ostatnie, wyróżniające się wielkością drzwi. – Zaraz pójdziemy na górę, tam są sypialnie kilka. Pokażę ci też twoje komnaty, ale zanim to zrobię, muszę szybko się z kimś spotkać. To góra pięć minut. Pobędziesz z chłopakami, zgoda?
Dziewczyna pokiwała głową. Kiedy Harry odszedł, znikając za jednymi z drzwi, pomiędzy pozostałymi zapadła cisza.
– Gdzie są wszyscy? Nikogo nie spotkaliśmy – odważyła się przerwać te niewygodne milczenie.
– Jest pora obiadu, zapewne większość jest w jadalni. – Zabini popatrzył na swój zegarek.
– Większość?
– No niektórzy są w biurach, a inni na wyjazdach – odpowiedział ponownie. To wszystko zaczynało go nużyć.
– Wyjazdach? Chyba nie mówisz o…
– Tak, Granger. Mówię o misjach. – Wzniósł oczy do nieba. Po chwili syknął, ponieważ Teodor walnął go łokciem.
– Za co to?! – wykrzyknął oburzony.
– Pamiętasz słowa Pottera?! Mieliśmy nic jej nie mówić! – syknął Nott.
***
Wchodziła za przyjacielem po schodach. Niezwykle długich schodach. Schodach, które wcale nie miały zamiaru się kończyć. Westchnęła z zażenowaniem.
– Coś się stało? – zapytał Harry, obracając głowę w jej stronę.
– Te schody są strasznie długie… – narzekała. – A mnie tak strasznie bolą plecy… Uh, nie mogłeś dać mi jakiegoś pokoju na parterze?
– Przepraszam Herm, ale nie. Na dole byłoby zbyt… niebezpiecznie… – ostatnie słowo wyszeptał, jakby bojąc się, że przyjaciółka go usłyszy. Niestety jednak nie poszło po jego myśli.
– Niebezpiecznie?! – wykrzyknęła, czym zwróciła uwagę wszystkich otaczających portretów. Zaczęły na nią syczeć i wykrzykiwać, że nie ma tu ani chwili spokoju.
Zupełnie jak w Hogwarcie.
– Taka jest prawda Hermiono – wypowiedział, czym zakończył rozmowę. Żadne z nich nie odzywało się przez chwilę.
Kiedy w końcu dotarli do końca schodów, stanęli w równie szerokim co i długim korytarzu co parter. Tu także ściany były pomalowane na kolor szary a podłoga wyłożona dębowym drewnem. Na ścianach jednak nie znajdowały się żadne obrazy a jedynie plakietki z imionami i nazwiskami osób, które zamieszkiwały poszczególne sypialnie.
Minerva McGonagall, Pomona Sprout, Septima Vector.
Harry i Ginevra Potterowie.
Artur i Molly Weasley.
Charlie Weasley, Percy Weasley, George Weasley, Ronald Weasley.
Bill i Fleur Weasley.
Edward i Andromeda Tonks, Teddy Lupin.
Dracon i Astoria Malfoy, Scorpius Malfoy.
Blaise Zabini, Teodor Nott, Marcus Downey.
– Pokoje są przeważnie trzyosobowe – zaczął Harry, widząc jej zaineresowanie. – Jednak jak widzisz małżeństwa mieszkają same lub z dziećmi. No i bracia Ginny mieszkają w czwórkę… – Zatrzymali się na końcu korytarza, gdzie mieściły się tylko jedne drzwi. Nigdzie nie było jakiejkolwiej plakietki. – Dla ciebie przygotowaliśmy coś specjalnego.
Harry uśmiechnął się zupełnie tak samo, jak zawsze w Hogwarcie, kiedy do głowy przychodził mu niebezpieczny pomysł.
– Przyłóż swoją różdżkę do klamki – powiedział Potter.
Zrobiła to co kazał i wtedy nad drzwiami pojawiła się metalowa tabliczka.
Hermiona Granger.
Hermiona popatrzyła na przyjaciela pytającym wzrokiem, a ten jedynie kiwnął głową. Sięgnęła do klamki i pociągnęła ją delikatnie w dół, po czym popchnęła drzwi.


– Chciałbym abyś o osiemnastej pojawiła się w stołówce. Będzie zebranie zakonu – usłyszała głos Harry’ego, kiwnęła głową i weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.

11 komentarzy:

  1. Jeju ! świetny rozdział tylko tyle jestem w stanie teraz powiedzieć !:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny blog i pomysł na opowiadanie ;) Właśnie czegoś takiego szukałam :D Trafiłam tu przypadkiem i zostaję. Weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny rozdział, jak zawsze :*
    Relacja Teo i Hermiony w Twoim opowiadaniu jest prześwietna :) Czekam na następny rozdział :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeju, prolog sprawił, że się zakochałam. <3 Dobra, lecę czytac dalej :D
    W spisie treści masz źle powklejane linki - przekierowują one na wersję dla komórek i trzeba usunąć z końca adresu "?m=1", żeby można było czytać normalnie.
    " – No ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – wykrzyknęła Hermiona kiedy tylko Teodor poinformował ją o wszystkim. – Tak?!" - zjedzony przecinek przed "kiedy"
    "Śmierciożercy się odrodzili a ja musiałem do nich dołączyć. Zostawiłem cię bo dostałem misję" - przecinek prze "a" i "bo"
    "Usłyszała jedynie wołanie Teodora lecz gdy po wyjściu z parku odwróciła się, nie zauważyła go." - przecinek przed "lecz"
    Po trzech gwiazdkach masz powtórzenie słowa "weszła" jak Ginny przychodzi do Hermiony.
    – Jak tam? – zapytała pani Potter siadając po drugiej stronie blatu." - brak przecinka przed "siadając"
    "– Tak mi przykro Hermiono… Ale wiesz, dziecko powinno mieć ojca. Jaki jest, taki jest ale to jednak ojciec…" - przecinki przed "Hermiono" i "ale"
    "Westchnęła wstając i podchodząc do drzwi. Stukot powtórzył się lecz tym razem był bardziej natarczywy." - przecinek przed "wstając" i "lecz"
    "– Harry, spakowałem ubrania, coś jeszcze? – odezwał się Teodor wychodząc z jej sypialni i patrząc na czarnowłosego. Jednak dostrzegając minę Pottera skierował swój wzrok na kobietę." - przecinki przed "wychodząc" i "skierował"
    " – Harry proszę cię, powiedz mi że to nie jest prawda. Proszę" - przecinki przed "proszę" i "że"
    "– Chciałbym abyś o osiemnastej pojawiła się w stołówce. Będzie zebranie zakonu – usłyszała głos Harry’ego, kiwnęła głową i weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi." - jesli sie nei myle, przed "abyś" powinien byc przecinek. Przed "zamykając" przecinek. "zakonu" z dużej litery, jako że jest to nazwa własna.
    Mam nadzieje, ze sie nie obrazisz, ze wypisałam błędy, które rzuciły mi się w oczy, ale o wiele lepiej się czyta, kiedy wszystko jest na woim miejscu. ;D
    Jeju, kocham to opwiadanie! <3 Bardzo lubię motyw Hogwartu po wojnie z powracającymi Śmierciożercami. Dodaję do obserwowanych i wyczekuję 20 kwietnia i nowego rozdziału. <3

    Pozdrawiam,
    W.

    [przeklete-dusze]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za te błędy. Czemu miałabym się obrazić? To bardzo dobrze, że zwracasz mi uwagę, bo jak widzisz, mam problem z przecinkami...
      Dziękuję tez za miłe słowa!
      Do zobaczenia!

      Usuń
  5. Znalazłam nie dawno to opowiadanie i przeczytałam rozdziały za jednym zamachem. Czekam na więcej, bo bardzo mi się podoba ;)
    Pozdrawiam,
    Ruciakowa ;)

    http://zdrajca-gw.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam. :)

      Usuń
  6. Ładnie opisałaś te ich nowe lokum, ale i tak mimo opisu, wciąż widziałam w głowie obraz Białego Feniksa, jaki tam powstał w czasie pisania jednej z moich historii :D Ogólnie znów na plus :)

    OdpowiedzUsuń