Z uwagi na to, że strasznie dużymi krokami zbliża się Wielkanoc, życzę wszystkim pogodnych świąt i smacznego jajka!
Przypominam także, że dokładnie 1 maja opowiadanie zostanie przeniesione na adres uniesmy-ponad-niebo.blogspot.com
– No ty chyba sobie ze mnie żartujesz! –
wykrzyknęła Hermiona kiedy tylko Teodor poinformował ją o wszystkim. – Tak?!
Powiedział jej o wszystkim. Zaczynając od
tego jak bardzo jest w niej zakochany, poprzez ocenianie całego ich związku i
tego, jak bardzo jest szczęśliwy, wiedząc, że będzie miał z nią dziecko,
kończąc na opowieści o śmierciożercach.
– Nie. – Schylił się, otaczając głowę
dłońmi. – To wszystko prawda. Śmierciożercy się odrodzili a ja musiałem do nich
dołączyć. Zostawiłem cię bo dostałem misję. Poza tym zabiliby mnie, ciebie,
naszych przyjaciół... gdybym tego nie zrobił.
Wtedy przypomniało jej się wszystko; każde
wspomnienie, każdy dzień spędzony z Teodorem na kilka miesięcy przed jego
zniknięciem. Wspólna kolacja w jednej z londyńskich restauracji. Dzień spędzony
– ku niezadowoleniu Hermiony – z Draconem i jego ciężarną żoną. Hermiona
pytająca się czy wszystko dobrze. Każde wspólne śniadanie, obiad i kolacja.
Każda wspólnie spędzona noc. A potem dzień, pochmurny i deszczowy, w którym
Teodor odszedł.
– Jesteś tchórzem, Teodorze – wyszeptała,
nie patrząc na niego. – Tylko i wyłącznie tchórzem.
Wstała i wzięła do ręki torbę leżącą na
ławce.
Chciała znaleźć się jak najszybciej w
domu. Usłyszała jedynie wołanie Teodora lecz gdy po wyjściu z parku odwróciła
się, nie zauważyła go.
Wolał przyłączyć się do śmierciożerców i
zapomnieć o niej niż poszukać pomocy i stawić temu wszystkiemu czoła.
Tchórz.
***
– Hermiono! – Granger usłyszała Ginny,
która właśnie weszła do jej mieszkania.
– Jestem w kuchni! – odkrzyknęła.
Ginny weszła do przestronnego
pomieszczenia. Hermiona siedziała na krześle przy dużym stole. Rudowłosa
podeszła do niej i złożyła na jej policzku krótkiego całusa.
– Jak tam? – zapytała pani Potter siadając
po drugiej stronie blatu.
– A jak ma być? Spotkałam się z nim –
wyszeptała. – Odszedł, bo śmierciożercy wrócili i zagrozili mu śmiercią. Dostał
jakąś durną misję w Europie i sobie wyjechał! Rozumiesz?!
– Tak mi przykro Hermiono… Ale wiesz,
dziecko powinno mieć ojca. Jaki jest, taki jest ale to jednak ojciec… –
powiedziała Ginny, nalewając do szklanki wodę, którą przed chwilą jej przyjaciółka
postawiła na stół.
– Wiem, Ginny, wiem.
***
Obudził ją dzwonek telefonu. Nie
otwierając oczu odszukała telefon leżący na stoliku i odebrała połączenie.
– Tak, słucham? A, to ty Tom. Dobrze,
dziękuję. A ty jak się czujesz? To wspaniale. Kolacja? Może być. Kiedy? Jutro
jak najbardziej mi pasuje. Gdzie? Ale ja nie lubię niespodzianek... Wspaniale.
To do zobaczenia, Tom. – Westchnęła i wystukała numer do swojej rudowłosej
przyjaciółki.
– Hej Ginny, chcesz może do mnie wpaść?
Mam problem… Nie, nie nic się nie stało. Tom zaprosił mnie na kolację i nie mam
w co się ubrać. Może wyskoczymy na jakieś małe zakupy? Będziesz za pół godziny?
Wspaniale, w takim razie idę się szykować. Pa, Gin. – Hermiona uśmiechnęła się
do siebie.
Podeszła do szafy. Wyjęła z niej luźny,
beżowy sweterek i ciemne spodnie. Na stopy założyła czarne trampki – jedne z
najwygodniejszych butów. Włosy związała w koński ogon. Do torebki wrzuciła
telefon, portfel oraz kilka innych potrzebnych rzeczy. Kiedy uznała, że jest
już gotowa, przeszła do kuchni i nalała do szklanki wodę. Pijąc ją, usłyszała
pukanie. Westchnęła wstając i podchodząc do drzwi. Stukot powtórzył się
lecz tym razem był bardziej natarczywy.
– Ginny, przecież wiesz, że możesz sama… –
powiedziała otwierając drzwi. – Harry? Teodor? Zabini? Co wy tu…
– Nie czas na wyjaśnienia, Hermiono –
powiedział szybko Harry i jak gdyby nigdy nic wszyscy weszli do środka. Blaise,
jako ostatni, zamknął drzwi na klucz.
Hermiona cofnęła się o kilka kroków i
zmarszczyła brwi. Co takiego się stało, że wszyscy wpadali tu i zamykali ją w
jej własnym domu? Co oni sobie wyobrażają?!
Popatrzyła na trzech czarodziejów
znajdujących się w jej mieszkaniu. Harry chodził w kółko po całym salonie
rozmawiając cicho przez telefon. Zabini niespokojnie zaciągał wszystkie rolety
jakie tylko były w mieszkaniu, przemieszczając się jakby z prędkością światła
po całym parterze, co chwile rzucając jakieś zaklęcia. Najbardziej jednak
zdziwiło ją zachowanie Teodora Notta. Znalazła go dopiero w swojej sypialni.
Stał na przeciwko otwartej szafy i po kolei rzucał zaklęcie składające na każde
ubranie i pakował je do niewielkiej torby, leżącej na jej łóżku. Nawet nie
zwrócił na nią uwagi. Prychnęła ze złością i prawie od razu znalazła się przy
Harrym.
– Wytłumaczysz mi co tu się dzieje, do
cholery?! – wykrzyknęła z taką złością, jakiej nigdy u niej nie widzieli.
– Malfoy, zaraz do ciebie oddzwonię, okey?
– Po drugiej stronie można było usłyszeć przytaknięcie. Potter włożył telefon
do kieszeni spodni i spojrzał na swoją przyjaciółkę. – Usiądźmy, Hermiono.
– Oczekuję, że szybko wyjaśnisz mi co tu
się takiego dzieje i czemu Nott pakuje moje rzeczy! – warknęła.
– Tylko spokojnie... – Podniósł ręce w
obronnym geście. – Słyszałaś o śmierciożercach, prawda? No więc mają już dość
dużo członków i zaczynają ponownie działać. Dziś rano napadli na kilka sklepów
na Pokątnej, porywając obecnych tam członków Zakonu. – Kobieta siedząca na
przeciw niego wydała z siebie niekontrolowany jęk i przyłożyła dłoń do ust,
otwierając szeroko oczy. – Nie możemy dopuścić, aby komukolwiek jeszcze stała
się krzywda…
Harry opowiedział jej o tym, że na to
szykowali się już od dawna. Jedynie kilka osób było w to wtajemniczonych i to
oni działali na pełnych obrotach. Nową siedzibą Zakonu miała być jakaś nikomu
nieznana wyspa. Na niej wybudowali ogromny dom, Instytut, gdzie miejsca
wystarczy dla około dwustu osób. Zgromadzili wiele zapasów, które mogą
wystarczyć na kilka miesięcy niekomunikowania się ze światem. A to wszystko w
razie czarnej godziny, która właśnie nadeszła.
– Harry, spakowałem ubrania, coś jeszcze?
– odezwał się Teodor wychodząc z jej sypialni i patrząc na czarnowłosego.
Jednak dostrzegając minę Pottera skierował swój wzrok na kobietę. – Hermiono,
pokażesz mi co chcesz jeszcze zabrać?
– Harry proszę cię, powiedz mi że to
nie jest prawda. Proszę – spojrzała na przyjaciela.
– Przykro mi, kochana, ale taka jest
prawda. Idź i weź wszystko czego będziesz potrzebować – polecił Harry.
Chcąc nie chcąc zrobiła to co kazał.
Przecież to był Harry, jej kochany Harry. Bez potrzeby nie wywoływałby alarmu.
***
Nie wierzyła w to wszystko. Przecież
jeszcze niedawno razem z Harrym i Ronem szukali horkruksów, potem była Bitwa, a
potem.... potem po prostu szczęście. Jedna wielka fiesta. Ludzie przestali bać
się wychodzić na ulice co spowodowało tłumy nie tylko na Pokątnej ale także w
mugolskich dzielnicach. Mogło się wydawać, że był to koniec nieszczęść, bólu,
porwań i mordów.
No właśnie, Ron. Jej przyjaciel, Ron. Nie
widziała go od tak dawna… Od roku? Nie… chyba dłużej. Harry wytłumaczył jej, że
Weasley dostał jakiś super kontrakt w Ministerstwie Magii Kanady i pojechał
właśnie tam. Wtedy nie do końca mu wierzyła. Przecież Ronald jaki był, taki
był, lecz przecież by się pożegnał. A wtedy tego nie zrobił. Sama nawet nie
wiedziała kiedy dokładnie wyjechał. Była na Hawajach z Teodorem, a gdy wróciła i
chciała przywitać się z przyjacielem, zastała jego mieszkanie puste. Wtedy od
razu skierowała się do Harry’ego. Ten powiedział jej właśnie to o Kanadzie.
Kiedy zaproponowała, aby napisać list do Ronalda, okularnik wpadł w szał a
potem powiedział tak lodowatym głosem, jakiego nigdy u niego nie słyszała: „Hermiono,
nie będziemy do niego pisać”.
***
Mosiężna brama broniła wejścia do
posiadłości. Kiedy Harry podszedł bliżej i przyłożył do niej swoją różdżkę, ta
cicho i powoli zaczęła odsłaniać to co ukrywała. Czworo osób wkroczyło na
piaskową, szeroką ścieżkę prowadzącą do wielkiego, siwego budynku. Wokół niej i
jak daleko sięgał wzrok, rosły małe i duże drzewa, krzewy oraz kwiaty.
– Witamy w Instytucie Zakonu Feniksa,
Granger. – Blaise wyciągnął ramię w stronę domu i wskazał go.
– Wszelkie zwierzęta jak i uprawy znajdują
się za domem – wyjaśnił Harry, a kobieta idąca obok niego pokiwała smutno
głową.
Znowu nastały straszne
czasy – pomyślała Hermiona. – A było już tak dobrze.
Czarne, metalowe drzwi broniły wejścia do budynku, lecz gdy tylko postawili stopy na ostatnim ze schodków, te zaczęły otwierać się powoli, ukazując kawałek – jak domyślała się brązowowłosa – holu.
Czarne, metalowe drzwi broniły wejścia do budynku, lecz gdy tylko postawili stopy na ostatnim ze schodków, te zaczęły otwierać się powoli, ukazując kawałek – jak domyślała się brązowowłosa – holu.
Jak się okazało, za drzwiami rzeczywiście
znajdował się korytarz. Było to bardzo duże pomieszczenie, przypominające
wielkością hall Hogwartu. Stąpali po podłodze wyłożonej dębowym drewnem. Na
jasnoszarych ścianach wisiało wiele wiele portretów jak i zwykłych obrazów.
Poza nimi, w ścianach znajdowało się wiele dębowych drzwi. Na końcu
pomieszczenia znajdowały się szerokie schody.
– Te wszystkie drzwi prowadzą do różnych
pomieszczeń. Składziki, komórki, biura, spiżarnie, kilka salonów, cztery
łazienki, a jadalnia jest o tam. – Harry wskazał palcem na ostatnie, wyróżniające
się wielkością drzwi. – Zaraz pójdziemy na górę, tam są sypialnie kilka. Pokażę
ci też twoje komnaty, ale zanim to zrobię, muszę szybko się z kimś spotkać. To
góra pięć minut. Pobędziesz z chłopakami, zgoda?
Dziewczyna pokiwała głową. Kiedy Harry odszedł,
znikając za jednymi z drzwi, pomiędzy pozostałymi zapadła cisza.
– Gdzie są wszyscy? Nikogo nie spotkaliśmy
– odważyła się przerwać te niewygodne milczenie.
– Jest pora obiadu, zapewne większość jest
w jadalni. – Zabini popatrzył na swój zegarek.
– Większość?
– No niektórzy są w biurach, a inni na
wyjazdach – odpowiedział ponownie. To wszystko zaczynało go nużyć.
– Wyjazdach? Chyba nie mówisz o…
– Tak, Granger. Mówię o misjach. – Wzniósł
oczy do nieba. Po chwili syknął, ponieważ Teodor walnął go łokciem.
– Za co to?! – wykrzyknął oburzony.
– Pamiętasz słowa Pottera?! Mieliśmy nic
jej nie mówić! – syknął Nott.
***
Wchodziła za przyjacielem po schodach.
Niezwykle długich schodach. Schodach, które wcale nie miały zamiaru się
kończyć. Westchnęła z zażenowaniem.
– Coś się stało? – zapytał Harry,
obracając głowę w jej stronę.
– Te schody są strasznie długie… –
narzekała. – A mnie tak strasznie bolą plecy… Uh, nie mogłeś dać mi jakiegoś
pokoju na parterze?
– Przepraszam Herm, ale nie. Na dole
byłoby zbyt… niebezpiecznie… – ostatnie słowo wyszeptał, jakby bojąc się, że
przyjaciółka go usłyszy. Niestety jednak nie poszło po jego myśli.
– Niebezpiecznie?! – wykrzyknęła, czym
zwróciła uwagę wszystkich otaczających portretów. Zaczęły na nią syczeć i
wykrzykiwać, że nie ma tu ani chwili spokoju.
Zupełnie jak w
Hogwarcie.
– Taka jest prawda Hermiono –
wypowiedział, czym zakończył rozmowę. Żadne z nich nie odzywało się przez
chwilę.
Kiedy w końcu dotarli do końca schodów,
stanęli w równie szerokim co i długim korytarzu co parter. Tu także ściany były
pomalowane na kolor szary a podłoga wyłożona dębowym drewnem. Na ścianach
jednak nie znajdowały się żadne obrazy a jedynie plakietki z imionami i
nazwiskami osób, które zamieszkiwały poszczególne sypialnie.
Minerva McGonagall, Pomona Sprout, Septima Vector.
Harry i Ginevra Potterowie.
Artur i Molly Weasley.
Charlie Weasley, Percy Weasley, George Weasley, Ronald
Weasley.
Bill i Fleur Weasley.
Edward i Andromeda Tonks, Teddy Lupin.
Dracon i Astoria Malfoy,
Scorpius Malfoy.
Blaise Zabini, Teodor
Nott, Marcus Downey.
– Pokoje są przeważnie trzyosobowe –
zaczął Harry, widząc jej zaineresowanie. – Jednak jak widzisz małżeństwa
mieszkają same lub z dziećmi. No i bracia Ginny mieszkają w czwórkę… –
Zatrzymali się na końcu korytarza, gdzie mieściły się tylko jedne drzwi.
Nigdzie nie było jakiejkolwiej plakietki. – Dla ciebie przygotowaliśmy coś
specjalnego.
Harry uśmiechnął się zupełnie tak samo, jak zawsze w Hogwarcie, kiedy do głowy przychodził mu niebezpieczny pomysł.
Harry uśmiechnął się zupełnie tak samo, jak zawsze w Hogwarcie, kiedy do głowy przychodził mu niebezpieczny pomysł.
– Przyłóż swoją różdżkę do klamki –
powiedział Potter.
Zrobiła to co kazał i wtedy nad drzwiami
pojawiła się metalowa tabliczka.
Hermiona Granger.
Hermiona popatrzyła na przyjaciela
pytającym wzrokiem, a ten jedynie kiwnął głową. Sięgnęła do klamki i pociągnęła
ją delikatnie w dół, po czym popchnęła drzwi.
– Chciałbym abyś o osiemnastej pojawiła
się w stołówce. Będzie zebranie zakonu – usłyszała głos Harry’ego, kiwnęła
głową i weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi.
Jeju ! świetny rozdział tylko tyle jestem w stanie teraz powiedzieć !:)
OdpowiedzUsuńDziękuje bardzo :)
UsuńŚwietny blog i pomysł na opowiadanie ;) Właśnie czegoś takiego szukałam :D Trafiłam tu przypadkiem i zostaję. Weny życzę i z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział ;)
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! Do następnego! :)
UsuńŚwietny rozdział, jak zawsze :*
OdpowiedzUsuńRelacja Teo i Hermiony w Twoim opowiadaniu jest prześwietna :) Czekam na następny rozdział :)
Dziękuję bardzo i do następnego. :)
UsuńOjeju, prolog sprawił, że się zakochałam. <3 Dobra, lecę czytac dalej :D
OdpowiedzUsuńW spisie treści masz źle powklejane linki - przekierowują one na wersję dla komórek i trzeba usunąć z końca adresu "?m=1", żeby można było czytać normalnie.
" – No ty chyba sobie ze mnie żartujesz! – wykrzyknęła Hermiona kiedy tylko Teodor poinformował ją o wszystkim. – Tak?!" - zjedzony przecinek przed "kiedy"
"Śmierciożercy się odrodzili a ja musiałem do nich dołączyć. Zostawiłem cię bo dostałem misję" - przecinek prze "a" i "bo"
"Usłyszała jedynie wołanie Teodora lecz gdy po wyjściu z parku odwróciła się, nie zauważyła go." - przecinek przed "lecz"
Po trzech gwiazdkach masz powtórzenie słowa "weszła" jak Ginny przychodzi do Hermiony.
– Jak tam? – zapytała pani Potter siadając po drugiej stronie blatu." - brak przecinka przed "siadając"
"– Tak mi przykro Hermiono… Ale wiesz, dziecko powinno mieć ojca. Jaki jest, taki jest ale to jednak ojciec…" - przecinki przed "Hermiono" i "ale"
"Westchnęła wstając i podchodząc do drzwi. Stukot powtórzył się lecz tym razem był bardziej natarczywy." - przecinek przed "wstając" i "lecz"
"– Harry, spakowałem ubrania, coś jeszcze? – odezwał się Teodor wychodząc z jej sypialni i patrząc na czarnowłosego. Jednak dostrzegając minę Pottera skierował swój wzrok na kobietę." - przecinki przed "wychodząc" i "skierował"
" – Harry proszę cię, powiedz mi że to nie jest prawda. Proszę" - przecinki przed "proszę" i "że"
"– Chciałbym abyś o osiemnastej pojawiła się w stołówce. Będzie zebranie zakonu – usłyszała głos Harry’ego, kiwnęła głową i weszła do pokoju zamykając za sobą drzwi." - jesli sie nei myle, przed "abyś" powinien byc przecinek. Przed "zamykając" przecinek. "zakonu" z dużej litery, jako że jest to nazwa własna.
Mam nadzieje, ze sie nie obrazisz, ze wypisałam błędy, które rzuciły mi się w oczy, ale o wiele lepiej się czyta, kiedy wszystko jest na woim miejscu. ;D
Jeju, kocham to opwiadanie! <3 Bardzo lubię motyw Hogwartu po wojnie z powracającymi Śmierciożercami. Dodaję do obserwowanych i wyczekuję 20 kwietnia i nowego rozdziału. <3
Pozdrawiam,
W.
[przeklete-dusze]
Dziękuję bardzo za te błędy. Czemu miałabym się obrazić? To bardzo dobrze, że zwracasz mi uwagę, bo jak widzisz, mam problem z przecinkami...
UsuńDziękuję tez za miłe słowa!
Do zobaczenia!
Znalazłam nie dawno to opowiadanie i przeczytałam rozdziały za jednym zamachem. Czekam na więcej, bo bardzo mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ruciakowa ;)
http://zdrajca-gw.blogspot.com/
Dziękuję za miłe słowa i również pozdrawiam. :)
UsuńŁadnie opisałaś te ich nowe lokum, ale i tak mimo opisu, wciąż widziałam w głowie obraz Białego Feniksa, jaki tam powstał w czasie pisania jednej z moich historii :D Ogólnie znów na plus :)
OdpowiedzUsuń